środa, 29 września 2010
Na choróbsko
Słota nastała, z nią mikroby
coraz natrętniej prężą ciało,
do nosów, gardeł, czy wątroby
chcą się nam dobrać nazbyt śmiało.
Kiedy cię zmoże więc choróbsko,
bryknij szybciutko do łóżeczka,
lenistwu poddaj się maciupko,
i poleż sobie jak beleczka.
Lek naturalny tylko stosuj,
co twe boleści będzie koić,
do rad przyjaciół się dostosuj,
aby choróbsku skórę złoić.
Na kołderce połóż rączki,
by w ryzach trzymać grzeszne ciało,
unikniesz wtedy złej gorączki,
pokusy precz odgonisz śmiało.
Rosołek z kury i maliny,
mocna herbatka, trochę z prądem,
rozgrzeją lepiej niż pierzyny,
mile ucieszą twój żołądek.
Skutecznie zwalczysz swą anginę,
nie prochem żadnym, ni pigułą,
lejąc do gardła whisky krzynę,
co mocy przyda też muskułom.
Na chandrę zaś, co gnębi duszę,
wapory, strachy oraz nerwy,
nieskromnie ci polecić muszę:
przeczytaj ten wesoły wierszyk!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witaj Ewo*!
OdpowiedzUsuńPrzychodzi mi w takim dniu jak dziś tylko jedno:
Piosenka jest dobra na wszystko,
na złą pogodę i na deszczysko.
Dalej tego tekstu profanować nie będę.
Piosenka jest dobra na wszystko.
OdpowiedzUsuńNa deszcz i okropne chmurzysko,
co snuje się dzisiaj tak nisko,
że cały przesłonić chce świat.
Na pryszcza na nosie i zgagę,
na dreszcze i na niedowagę,
rozwieje ci smętną powagę
więc warto być z nią za pan brat!
Poprofanowałam sobie, a co! :)
Dzień dobry Ozon:)
:)))
OdpowiedzUsuńA ja dziś troszkę o polityce, o tym co się dzieje i działo. Pozbyłam sie już zabierających czas i chęć do życia spraw. Powolutku wraca mi forma.
OdpowiedzUsuńWitajcie:)
OdpowiedzUsuńRacja, a nawet święta racja! Piosenka jest dobra na wszystko!
Z założeniem, że niektórzy (patrzcie ja) tylko jej słuchają! Jak śpiewał Jurek Stuhr - śpiewać każdy może... jedno jednak jest pewne, nie każdy powinien:)
Ja dzisiaj absolutnie apolitycznie:)
Witaj Ruda:)
OdpowiedzUsuńZe śpiewaniem, to jest trochę tak, jak z politykowaniem. Polacy zachowują się w obu przypadkach tak, jakby byli co najmniej Luciano Pavarotti, Placido Domingo, czy Jose Carreras. :)
Uprzejmie donoszę, że wierszyk przeczytałem i coś od siebie dodałem:
OdpowiedzUsuńNa chorobę mi choroba?
Ni to pieniądz, ni ozdoba.
Wirusa trzeba nalewką zalać
jak zaczyna sobie za dużo pozwalać.
A najlepsza nalewka to pigwówka, polecam wszystkim przeziębionym i nie tylko!
Pozdrawiam!
Szkoda tu każdego słówka -
OdpowiedzUsuńwiem, najlepsza jest pigwówka!
Jeśli chcesz zachować zdrowie
po troszeczku pij ją sobie.
Na rozgrzewkę w niepogodę,
na humorek i urodę
nie pomoże ci apteczka,
tylko z pigwy naleweczka!
Miłego dnia Krzysztofie:)
Witajcie:)
OdpowiedzUsuńTen demotywator Ewuś to jeden z moich ulubionych:)
Dzięki za wsparcie w chorobie a wierszyki - cudne,Jaśku,Ewo - dzięki:)))
Już trzeci dzień leje i wieje bez przerwy.Nie znaczy toże powinien nas opuszczać dobry humor.Odstawiwszy politykę na rzecz przyjemności duchowych a także dla zdrowotności trochę poezji i muzyki:
L.Staff - List z jesieni.
Czekam listu od ciebie...Tam południa słońce
I morze mówi z tobą...U mnie długa słota
Samotność,jesień ,chmury i drzewa więdnące
Dziś pogoda ,lecz słońce chore - jak tęsknota
Nim wyślesz,włóż list w trawę wonną albo w kwiaty,
Bo tu żadne nie kwitną już...Niech go przepoi
Spokój,woń słońca,szczęście twej bliży i szaty-
Albo go noś godzinę w fałdach sukni swojej...
A papier niechaj będzie niebieski...Bo może
Znów przyjdą chmury szare,smutne,znów na dworze
Słota łkać będzie,kiedy list przyjdzie od ciebie;
Skarżyć się będą drzewa,co więdną i mokną,
A ja,samotny,może znów będę przez okno
Patrzał za małym skrawkiem błękitu na niebie...
youtube:ELO-,,Rain is falling":)
Witaj choreńki Adaśku:)
OdpowiedzUsuńDzięki kuracjom wierszowanym mam nadzieję, że Twoje choróbsko prędko Cię opuści! :) Pogoda widać wszędzie taka sama, gdyby nie robota i codzienne zajęcia, to chandra wyłaziłaby z każdego kąta.
A zatem poezją z listem wspieram Cię również. :)
Johann Wolfgang Goethe - Wtóry list zakochanej.
I czemuż znowu list piszę w udręce?
Nie pytaj, miły, jaka w tym przyczyna,
Bo cóż ci powiem, nieszczęsna dziewczyna...
Ach, wiem, że tych kart dotkną twoje ręce.
Gdym sama, w dali - niech list przypomina,
Że w moim sercu płoną najgoręcej
Zachwyty, smutki, nadzieje dziewczęce.
To się nie kończy - ani nie zaczyna.
I cóż ci powiem? Że o twych ramionach
W snach i marzeniach, i w myśli, i w mowie
Me wierne serce roi potajemnie...
Tak kiedyś stałam w ciebie zapatrzona,
Nie rzekłszy słowa... Cóż rzecz miałam - powiedz -
Gdy cała istność spełniła się we mnie.
Dzięki za muzyczną przesyłkę, miłą jak zawsze :)
Aha, czy Fabio został wreszcie ułaskawiony?
:)))Ależ piękne miłosne wyznanie...Dawno temu czytywałem Goethe'go i -jakby tu powiedzieć,żeby nie trywializować - miałem wzięcie dzięki niemu:D
OdpowiedzUsuńTeraz mam trochę pracy bo w październiku koncert Deep Purple a w grudniu klubowy ,promujący nowa płytę koncert KAT.Ale to tylko przyjemny dodatek i praca też z innej galaktyki:)Już się cieszę na te koncerty:)
Fabio uwolniony!:)Panie zrozumiały,że to nie jego wina ale dalej nikt nie rozumie afektu jakim mnie darzy - ja także:)))
Czeka mnie jeszcze zbieranie owoców leszczyny bo urodzaj niemożliwy w tym roku.Macie jakiś pomysł na orzechy laskowe?
youtube:Hippo and dog in the jungle :DDD
:)))) Jak dog cuuudnie tańczy :)Muszę się nauczyć tych kroków przed sylwestrem! :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci orzechowego urodzaju, ja w tym roku z trzech leszczyn nie doczekałam się ani orzeszka! Co prawda i w poprzednich latach szybsza ode mnie jest zawsze pewna ruda, ogoniasta złodziejka, ale przynajmniej choć trochę dla nas zastawiała. W tym roku nici - ani ona, ani my, widocznie kwiat przemarzł w marcu.
Nigdy nie robiłam przetworów z orzeszków laskowikowych, zżerało się toto na surowo z dużym smakiem plus rozdawnictwo dla krewnych i znajomych króliczka. Oczywiście, jako bakalie do ciasta zawsze używam (keks! ale nie tylko).
Słyszałam, że można zrobić masło orzechowe, ponoć bardzo smaczne i pożywne, ale nie wiem jak. Może Jaśkowa kucharka litewska coś wymyśli? :)
Mam już cztery solidne wiadra a jeszcze te co spadły i te co na gałązkach...Czeka mnie znów handel wymienny:)
OdpowiedzUsuńTe rude urwisy jakoś w tym roku nie znalazły drogi do mnie choć zawsze im coś zostawiam.W zeszłym roku,mimo,że orzechów nie było zbyt wiele naliczyłem jakieś 20 sztuk jednego dnia:A jakie to sprytne...Niestety z ręki nie chciały brać choć dały podejść na prawdę blisko.Wolałbym resztę tych orzechów zostawić dla nich bo chodzą słuchy,że zima ma być śnieżna i długa.Przyznasz Ewuś,że dają dużo radości swoimi igraszkami:)
Są przemiłe, przezgrabne i prześliczne! :) Z ręki u mnie też nie biorą, ale zeszłego roku jedna tak się rozzuchwaliła, że wchodziła przez otwarte drzwi do altanki i buszowała w mojej torebce, jeśli ją tam przez przypadek otwartą zostawiłam!
OdpowiedzUsuńA jak pozowała do zdjęć - prawdziwa artystka:).
Zakopywała też orzechy w całym ogródku, a wiosną, ni stąd ni zowąd wyrastały mi małe drzewka na każdej rabacie. Jak była wściekła na mnie, to głośno cmokała i podskakiwała w miejscu podnosząc kitę. Mówię Ci, sto pociech było! :)
W tym roku nie ma orzechów, to i urwisów nie ma. Za to pełno ich w parku zdrojowym w Nałęczowie, gdzie naprawdę biorą z ręki :)
Gdybym nie był jeszcze słaby wybrałbym sie nad rzekę.Tam wieczorem można obserwować sowy(nie wiem jaki to gatunek),jak szykują sie do nocnego żerowania.Niesamowite uczucie,gdy słyszysz szelest skrzydeł sowy nisko nad głową...
OdpowiedzUsuńEch,dziś mi lepiej popisać o zwierzątkach niż o polityce:)
Ewuś,logujesz się na YT?Jeśli tak to:
OdpowiedzUsuńLed Zeppelin - Since I've Been Loving You :)
Cudo...
Nie chcę się wymądrzać, ale teoretycznie , nie powinieneś słyszeć żadnego dźwięku:))) Bo, podobno, sowy i puchacze latają bezszelestnie. Nawet chyba ich pióra mają jakąś taką budowę, żeby dźwięku nie było w czasie lotu. Ale specem nie jestem, a sowy widuję jedynie siedzące na słupie koło domu mojej siostry.
OdpowiedzUsuńA dla Jaśka mam takie pikne piosnecki:
OdpowiedzUsuńKapela Pieczarki:Idzie dysc.
Aleksander Rybak: Fairytale.
Miłego:)
:).ozonko< miła,gdy sowa leci pół metra nad Twoją głową - zaręczam,że słychać miękki szum:)
OdpowiedzUsuńZresztą,ja odkryłem to miejsce sów,gdy zasadziłem sie z wędką i w ciszy wieczora,oprócz żab niczego nie słyszałem a wtem,z tyłu nadleciała sowa...Szczerze mówiąc to sie trochę wystraszyłem bo dźwięk jaki te skrzydła wydają jest...no właśnie cicho-miękki.Ale z bardzo bliska słychać go:)
Dzięki. Takie przeżycia znam tylko z opowieści, a teorii "uczę" się, ogladając programy na Discovery czy podobnych. Praktyki "0".
OdpowiedzUsuńA ja lubię na Warmii, nad jeziorem Jeziorak jak wieczorem latają sobie nietoperki:) I komarów nie uświadczysz:)
OdpowiedzUsuńW okolicach Odry można spotkać wiele gatunków ptaków i w ogóle zwierząt.Gdy rybki nie biorą można je obserwować co czynię...
OdpowiedzUsuńAle co do cichego lotu sowy...Podobny przypadek spotkałem we wrocławskim Parku Szczytnickim gdy szedłem na wieczorny spektakl ,,Światło i muzyka" czyli grające fontanny.Idąc ciemnymi alejkami ledwo zdołaliśmy sie uchylić przed lecąca na nas sową,która omalże nie wpadła na na nasze twarze i tylko ten szum skrzydeł nas ,,uprzedził",że coś się zbliża...:)
O ptakach mogę godzinami :)
OdpowiedzUsuńMoja coroczna kwietniowo-majowa wyprawa do Białowieży jest m. in. po to, by obserwować ptaki i słuchać w Puszczy wszelkich ptasich świergotów i treli, a jest to okres lęgowy i odzywają cudownie na różne tony. Szczególnie zafascynowała mnie sóweczka, najmniejsza polska sowa, licząca ok. 17 cm długości, która odzywa się wczesnym rankiem albo o zmierzchu. Jest to przeciągłe gwizdanie w wykonaniu samczyka, panienki nie gwiżdżą, ale za to wykonują właśnie taki miękki, cichutki godowy lot. I też ten lot usłyszałam (do tego delikatny powiew), mimo, że robią to prawie bezszelestnie! :)
Pożegnać Was muszę
OdpowiedzUsuńlecz tuszę,
że juto się znów obaczym
i bronić się będziem
przed naporem kaczym!:)
Tuszysz prawidłowo,
OdpowiedzUsuńtutaj, to nie nowość -
naporowi odpór
dajemy wzorowo!
Zdrowiej Adaśku i do popisania :)
Dzień dobry! Dopiero teraz udało mi się do Was
OdpowiedzUsuńdotrzeć. Ech ta robota.:)
Widzę, że dyskusja była, między innymi, o ptakach.Wiosną popełniłem (15.05.2010) rymowankę o "Rozpoczętym sezonie lęgowym wszelkiego ptactwa".:)
Siedzą już w gniazdach bociany
Każdy jest mile u nas witany.
Siadły na jajach kaczki domowe
Bo wiosną życie rodzi się nowe.
Cicho usiadły już krzyżówki
Ponoć nie lubią pyskówki.
Siedzi na jajach też cyranka
I pokwakuje każdego ranka.
Tylko podgorzałka, kaczka taka
Kwacze i udaje pijanego ptaka.
A taki na przykład płaskonos
Często wkłada swój nos w sos
Takie czernice też nie próżnują
Wydaje się, że gniazd pilnują,
A kwaczą kwakaniem śmiesznym,
Że każdy kaczor bywa grzesznym.
Kto rozumie kaczek kwakanie,
Bo ja nie, mój mości panie! :)
Tak to bywa w tej przyrodzie
Że niektórych rym ubodzie.
Dobry wieczór Jaśku:)
OdpowiedzUsuńRobota dopada każdego wczesną jesienią, to jakaś dziwna prawidłowość, zajęcia nam się wtedy mnożą, jak króliki. Widocznie jesień, to dla roboty sezon lęgowy:)
Bardzo lubię ten Twój wierszyk, dzięki za przypomnienie :)
A już myślałam, że Cię też choróbsko jakieś zmogło.
Kaczor kwacze bez sezonu,
OdpowiedzUsuńnie brakuje mu rezonu.
Lecz rozumu mu nie staje,
brednie, kłamstwa, same baje.
By zrozumieć to kwakanie,
trza żreć prochy na śniadanie,
obiad z grzybkiem rydzykowym,
albo całkiem być bez głowy.
Beret do cna prochy zryły,
w czarną dziurę go zmieniły!
Choróbsko się do mnie dobiera i już jestem
OdpowiedzUsuńzasm...tfu! - zakatarzony, ale jeszcze się trzymam.:)
Masz kurację jak znalazł, w wierszyku:) Inspirację do niego czerpałam z Twoich i Adasia wskazówek leczniczych!
OdpowiedzUsuńA ja ci powiem tak całkiem bez ogródek, że już ponad tydzień jestem ... zasmarkana:)
Okłady, Jaśku, okłady... byle ciepłe:)
Powiem Ci, że chętnie bym zległ, bo choroba jest dla mnie urlopem, na który w swojej działalności gospodarczej nie mogę sobie pozwolić. W ciągu 15lat miałem tyko 54 dni urlopu. Takie to są uroki prowadzenia jednoosobowej działalności gospodarczej. Niech to szlag trafi, urwał nać, że se brzydko powiem.
OdpowiedzUsuńZnowu ręce mi opadły,
OdpowiedzUsuńodpadły i zdechły.
Co z prezesem jest nie tak? Znowu "Kropka nad i" i znowu stek bzdur wypowiadanych przez pisowską tubę. Ten człowiek(prezio) jest poważnie chory na głowę i ma baaaardzo opóźniony zapłon. Po roku załapał.
No to Ci współczuję. Chyba tylko w jednym masz lepiej, że możesz sobie czas pracy rozkładać, jak Ci odpowiada i - choć pewnie pracujesz więcej niż 8 godz. - nie masz sztywnych reżimów od 7.00 do 15.00. Ja, oprócz sztywnego czasu pracy i codziennych dojazdów do "klienta", pracuję jeszcze w domu, bo się zwyczajnie nie wyrabiam w tych godzinach.
OdpowiedzUsuńOczywiście, według pracodawcy jest to tylko przejaw lenistwa pracownika i braku właściwej organizacji pracy. Może jakaś racja w tym jest, ale też wymagania są coraz wyższe, a terminy wykonania danego "projektu" skracane do granic możliwości. Do tego muszę się ciągle samodokształcać (zgadnij, kiedy?), bo przepisy się zmieniają i nie daj Boże strzelić jakąś głupotę.
Urlop jednak wykorzystuję co roku, bo bym chyba zwariowała. Tyle dobrego, że należy się, jak psu miska.:)
Z chorobą nie żartuj, bo niedoleczona może wrócić. Chyba że ją śliwowiczką ukatrupisz w zarodku.:)
Ozon, dobrze, że rzadko mam czas na "Kropkę nad "i". O tej porze kończę zazwyczaj robotę z roboty, fakt, że przy kompie i mogę czasem tu zajrzeć. Telewizornia wyłączona, bo stereo i w kolorze nie dam rady.:)
OdpowiedzUsuńStanisława też chyba cuś zmogło...
OdpowiedzUsuńNiby sam sobie sterem, ale zasady obowiązują i
OdpowiedzUsuńdzień w dzień w godzinach urzędowania od 12:OO do
16:00 muszę siedzieć w swojej norze dla petenta,
bo to mój chlebodawca. Może jeszcze te pięć lat
pociągnę i wtedy urządzę sobie złote gody z pracą.:) i adieu robota:)
O kurcze, u mnie do tych złotych godów jeszcze cuśkolwiek więcej lat... Chociaż mogę wcześniej powiedzieć adieu robota, ale nie chcem, a nawet muszem.:(
OdpowiedzUsuńWiesz co? Blog, to wprawdzie złodziej czasu, ale
jaka frajda, że nie tracisz czasu na wychodzenie z domu, a możesz sobie z przyjaciółmi pogadać :)
Sądzę, że obecnie "blogowanie", zastępuje ludziom niegdysiejsze wizyty u rodziny, przyjaciół, znajomych i.t.p. Kiedyś robiono to nagminnie. W obecnej dobie , kiedy odległości coraz większe a czasu mniej, zmieniła się forma odwiedzin i sposób na nie.
OdpowiedzUsuńJuż dzisiaj padam na pysk i litery skaczą mi przed oczami.
OdpowiedzUsuńJaaaaśku! Pleasssse, bajeczka i światło, bo jestem pół przytomna:)
No to żeby nie kraść czasu i umożliwić Wam
OdpowiedzUsuńwcześniejsze hop do łózka opowiem na dobranoc
Bajeczkę Babci Pimpusiowej współgrającą z Twoim
wstępniakiem:)
Przyszedł gość do doktora, biada na swe zdrowie.
- Jakaś mi żaba - mówi - wyrosła na głowie.
- Umówmy się - odrzekło to zwierzę niegłupie -
Nie ja jemu na głowie, lecz on mnie na dupie.
Dobranoc i spokojnych snów życzę.:):):)
Nic nie kradniesz, cała przyjemność po mojej stronie:)
OdpowiedzUsuńAle na dzisiaj, to już pa i dzięki za bajeczkę, śliczną :)))
Oczywiście, kto ma ochotę, może sobie miło pogwarzyć, ogródek jak zwykle otwarty.
Do jutra.:)