Do pracy wstaję wczesnym porankiem,
gdy jeszcze rosa na trawie drży,
słonko prześwieca ledwo firankę,
a moje miasto wokoło śpi.
Mam w sobie spokój. Uśmiech na twarzy.
I wciąż zajęty ogromnie czas.
Wiem czego nie chcę i o czym marzę.
Kocham mój ogród, łąkę i las.
Nie chcę powrotu tamtych upiorów,
co mnie straszyły każdego dnia,
wszystkich tych bredni, waśni i sporów,
podejrzliwości, spisków i kłamstw.
Nie chcę podsłuchów i prowokacji,
zaboru mediów dla swoich prawd,
wiecznego szczucia, manipulacji,
cynizmu, draństwa, bezczelnych łgarstw.
Nie chcę nagonki na opozycję,
posłusznych sądów, agentów moc...
I zawłaszczania naszych tradycji,
kiedy żałoby przychodzi noc.
Nie chcę, by ludzie PiS-u rządzili,
ich hipokryzji widzieć co dnia,
by wściekłym słowem wciąż mnie ranili,
że tam gdzie ZOMO, tam stałam ja.
Mój kraj jest wolny, piękny, otwarty.
Tutaj pracuję, mieszkam i trwam.
Jego historii otwartej karty
niech mi nie plami już żaden cham!