Lato zaczyna żegnać się z nami,
gdzieś nawet przeszły jesienne burze,
człek się pogodził z tymi zmianami,
byleby jakoś było na górze.
Tak jest zrobiony ten dziwny światek,
że z góry życie nam ktoś umila,
jak już z radością patrzysz na kwiatek,
to numer wytną ci lada chwila.
Gdy nam się zdaje, że na momencik
wszystko to jakoś już się ułoży,
ktoś tam na górze numer wykręci,
i miast spokoju – robi się gorzej.
Czy to jest Pan Bóg, czy ziemska władza,
(co też od Boga, jak Pismo uczy),
lubią ci one trochę przeszkadzać,
byś się, człowieku, zebrał do kupy.
Kiedy ze zdrowiem wszystko w porządku,
w finansach wyjdziesz na jakąś prostą,
to wredne licho, co drzemie w kątku,
już zeń wyłazi z nową ripostą.
Jak Bóg ciut przyśnie, to władza ziemska,
zaczyna robić ci śmichy, chichy,
więc myślisz sobie, to jakaś klęska,
bo znów ktoś wsadza kij w twoje szprychy.
Choć po omacku błądzisz w tym świecie,
zawsze masz pewność, że coś się zdarzy.
Czy na urzędach, czy gdzieś w niebiesiech,
góra ci zawsze numer wysmaży.
Masz jakieś członki, głowę na karku,
choć od myślenia ona już boli,
wyrzuć dziś smutki z jej zakamarków -
z każdych numerów wyjdziesz powoli!
"...to wredne licho, co drzemie w kątku,
OdpowiedzUsuńjuż zeń wyłazi z nową ripostą."
Właśnie wylazło "to wredne licho" i nawet pisać dziś mi się nie chce. Mimo to pozdrawiam wszystkich serdecznie.
Dzień dobry Morwo :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że napisałaś te kilka słów, chociaż Ci się nie chciało.
Licho ma to do siebie, że wyłazi w najmniej oczekiwanym momencie. Wierzę, że uda Ci się zapędzić go z powrotem do kąta - życzę Ci tego z całego serca i pozdrawiam serdecznie :)
...tych kilka słów - powinno być. Licho, znaczy się, nie śpi :)
OdpowiedzUsuńTeż mi się pisać nie chciało, bo się w życiu porąbało. Zbyszek miał zawał w zeszłym tygodniu, a w ostatnią sobotę wesele syna. Ania palaczka miała operację(wycieli węzły) i czeka na wynik(wyrok)badania. Jak czytałem niewesołe tematy, które poruszaliście to mnie dobijało.
OdpowiedzUsuńAle jutro mówię dość. Biorę moją Uleczkę i jedziemy na wycieczkę.
Bo jak pisał Jan Izydor Sztaudynger o szczęściu:
Niewiele do szczęścia potrzeba:
Trochę piasku, morza, nieba.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich
październikowy skorpion
Wojtek
Wojtku, dobrze, że po tym wszystkim tu zajrzałeś, zamiast drzemać w objęciach chandry "zaunyńskiej, gdzieś w mordobijskim powiecie", w towarzystwie telegrafisty Piotra Płaksina! Dzień dobry :)
OdpowiedzUsuńTaki wyjazd, to prawdziwy balsam na wszystko, sama tego niedawno doświadczyłam. Tylko zważ, że duże kęsy szczęścia wymagają zdrowego i dobrego żołądka (ktoś to wymyślił, tylko nie pamiętam kto).
Październikowy Skorpion nawet do Ciebie pasuje, pozdrawiam :)
Czy wszystkich tutaj dotknęło malkontenctwo,
OdpowiedzUsuńrozgrzebywanie starych ran, własnych i cudzych?
Aż mi się nie chciało pielęgnować ogródka.
A dziś i mnie ogarnęło jakieś rozleniwienie
i apatia. Muszę to chyba przegryźć jakimś
kawałkiem Jaśka Wędrowniczka - może przejdzie:)
Pozdrówka poniedziałkowe ślę.:)
Coś ty Jaśku, ja dziś tak optymistycznie o numerkach na górze, a Ty - że malkontenctwo???
OdpowiedzUsuńDucha w narodzie podnoszę cały czas :)
Czasem ktoś z wielką dawką testosteronu, niezużytego do przyjemniejszych celów wpadnie, ale ogródek na tym nie ucierpiał :)))
Jaś Wędrowniczek znalazł Juhaska,
co sobie brykał gdzieś na golaska.
Ten chciał go przegryźć, tamten ucieka,
przegryzł więc Juhas zimnego Lecha :)
Witaj :)
ja o godz 08.01 ,na pewnym blogu, podpisałem się nawet w ten sposób...(-)mgr .Malkontent.
OdpowiedzUsuńJuż się obudziłem i zaraz zacznę dzień PS: Ewa, na mojej stronie (przez pomyłkę - nie wiem dlaczego?) wkleiłem następny wiersz Romka. Dołóż do kolekcji.
Dołożyłam, Malkontencie :)
OdpowiedzUsuńDałeś bez podpisu autora, ale ja Go już poznałam -nie wiem dlaczego?
Raz Malkontent z Malkontentką
grali w smutki z wielką chętką.
Tak się tam malkontentcili,
że aż cali się spocili.
Z tego morał prosty idzie -
nie poddawaj się tej bidzie,
gdy Malkontent chce cię złupić,
dezodorant każ mu kupić :)
Mam dni gdy mnie wszystko zachwyca .
OdpowiedzUsuńMam dni wycia do księżyca .
I mam także duże doły ,
Że przed sobą - stają gały .
Widzę siebie , jak na dłoni ,
Od stóp swoich aż do skroni .
Sam ze sobą wtedy gadam ,
I dokładnie duszę badam .
Szukam wtedy swego Boga
Przy pomocy metod wielu .
Nie wiem jaka jest ta droga ,
Do jakiego wiedzie celu ?
Ale boję się ,
Wyruszyć w kraj fantazji i omamów .
Mówię ;
Roman ! Się zastanów !
Już się wydaje, że człek wychodzi,
OdpowiedzUsuńŻe życie właśnie zaczęło słodzić,
Lecz było to tylko pięć minut małe
I zaraz dostajesz pałą po pale:)
A to do numerków na górze.:)
Jaśku,
OdpowiedzUsuń"Życie jest formą istnienia białka,
ale w kominie coś czasem załka.
Czasem coś świśnie, czasem coś gwiźnie,
coś się pokaże w samej bieliźnie.
Oj, dana."
Małe pięć minut czasem wystarczy,
byś zamiast z tarczą, wyszedł na tarczy. :)
Heniu, dzięki za nowego Romka :)
Umieściłem u siebie, ale może i Twoi Fani, poczytają?
OdpowiedzUsuńKarminadel / karbinadel
Kiedy pierwszy raz na Śląsku się pojawiłam,
Oczarowana gwarą wcale nie byłam
Jeden łon tegował. Drugi łon łonaczył,
Którego wcześniej nie znałam
Sensu więc nie rozumiałam.
A znaczenia tego żaden nie tłumaczył.
I zawsze w każdej rozmowie
Znalazłam po jakimś słowie,
Raz był koszt, raz cwibak, raz żymła
Innym razem starka, co się była zdrzymła;
A dupnej fojery pierwej zrobiła
Bez co chałupy o mało nie sfajczyła,
Chop, co yno fandzolił i garusioł,
Choć na gruba już pyloć nie musioł.
Fyrzicha, co już zgerowała
I wicherka, co się kajś, schowała.
Wszystkie te słowa jakieś obce nie moje –
- Porzrzucić chciałam tej gwary podboje,
Lecz wszystko się zmieniło jednego oto rana,
Kiedy zapoznałam pewnego galana,
Który to nie mówił, a yno godoał ,
Ale jakoś tak piknie te słowa układał,
Że samej mnie się udzielać zaczęło,
I dostrzegać piękno w gwarze poczęło.
Cudne słowa śląskie; rzuć” i „Kusku”
Wymawiane całus przy całusku.
Spodobała mi się „petronelka”,
Jak i „bonciok”, „apfelmus” i „ścierka”.
A latem zaplotłam warkocza,
Bo nadszedł nam czas na kołocza.
Zaraz po ślubie pytam męża mego
O potrawę na obiad wybraną przez nieg.
To, co usłyszałam- dla uszu niczym głos trznadla,
Mąż mój powiedział: „Zjodłbych K-A-R-M-I-N-A-D-L-A”
Karminadel – słowa nie ma piękniejszego,
Choćby wszyscy mówili co innego!
Łaskocze przyjemnie swą aksamitością
I napawa dumą nazwy szlachetnością.
Ktoś powie, że jest to zwykły…. kotlet mielony,
Lecz w kuchni mej odtąd jako ulubiony;
Przyrządzany jest raz w tydniu musowo
I nie ma, że ktoś na to będzie kręcił głową.
Bo gdy mąż, co na łobiod bydzie, zapytuje
Jaką mi radość sprawia, nawet nie łodgaduje,
Kiedy mogę krziknąć w połednie bez pole:
„Karminadle, Dzióbku Czekajom na stole”
Autorka: Pani Diana Maciończyk z Rybnika
Smaczny jest ten karminadel,
OdpowiedzUsuńchoć tylko mielony,
lecz w tej gwarze, Heniu drogi,
mózg mój jest zielony.
Wezmę mięsko, pięknie zmielę,
dodam soli, pieprzu,
i bułeczkę wymoczoną,
a nawet jajeczko.
Zmieszam wszystko to "ręcyma"
i cebulki dodam,
zręcznie kotlet uformuję,
na patelnię podam.
Tłuszczyk skwierczy, ślinka ciecze,
zapach nozdrza nęci,
kotleciki zrumienione,
a Mój już się kręci.
Do patelni mi zagląda,
za widelec łapie,
kiedy tylko się odwrócę,
kotleta "zachapie".
Lecz radością mnie napawa
- nie chwytam za szablę -
że mielone mu smakują
tak, jak karminadle!
To tak naprędce odpowiedź dla Ciebie i dla Pani Diany. Może Jasiek juhas ma jakiś inny przepis? Dzięki za wierszyk :)
err. Porzrzucić = Porzucić
OdpowiedzUsuńgodoał ,=godał
może jeszcze gdzieś? - brrrrrrrrrrrrrr
jeszcze err. rzuć' " przóć"
OdpowiedzUsuń"Kusku" = "kusku"
sprawdzałem parę razy i............
widocznie mam przestać pisać.
Dziękuje Orhenie za tą gwarę śląską. Mam kuzynkę, ślązaczkę. Gdy byłyśmy dziećmi i zjeżdżaliśmy się wszyscy na wakacje zawsze prosiliśmy by mówiła po śląsku. Niestety niewiele z tego rozumieliśmy, ale jak przyjemnie było słuchać. Teraz mam miłe wspomnienia z wakacji u babci.
OdpowiedzUsuńI ja dziękuję za tę "śpiewność":)
OdpowiedzUsuńHeniu, nie ma potrzeby robienia żadnych korekt w Twoim pisaniu. I powiem to do wszystkich Gości.
Nie czepiajmy literówek, ortografii, interpunkcji, itp., bo znacznie ważniejsze jest to, co kto ma do powiedzenia, niż to, czy jakiegoś tam słowa źle nie napisał. Każdemu zdarzają się "przejęzyczenia", czy zwykłe literówki. Wiecie, ile razy mi się klawisz z r lub c nie docisnął i zamiast rz wychodziło mi z, a zamiast ch samo h? Ale ja mogę sobie to po wpuszczeniu komentarza i zauważeniu błędu poprawić, a inni nie mogą.
A nawet jeżeli nie jest to pomyłka, tylko ktoś naprawdę nie wie, jak się pisze? No i co z tego? Z ortografią na bakier byli Leonardo da Vinci, Einstein, Roosevelt, Hemingway, Lennon, Agatha Christie i wielu innych. Jakoś im to nie przeszkodziło. Tylko że jak coś publikowali, to redaktorzy i korekta poprawiali im wszystkie błędy.
Ja rozumiem wszystko i poprawiamy tylko wtedy, kiedy zmienia to sens wypowiedzi.
Ty, Heniu piszesz bardzo poprawnie, a jak czasem Ci się coś zdarzy, to... wyluzuj :)
Kim był Śniadek za czasów tamtej, starej "Solidarności". Czy ja głucha byłam?
OdpowiedzUsuńPoza tym, że czerstwą bułkę moczę w w mleku
OdpowiedzUsuńi sypię torebeczkę przyprawy do kilograma mięsa
na kilka godzin przed pieczeniem, to mój przepis jest taki sam jak Twój. Właśnie zszamałem takiego
karminadla na obiadokolację.:)
Jaśku, robię to samo, tylko w rymowance jakoś nie pasowało do rymu i do rytmu.:) Aha, i jeszcze tarta bułeczka do panierki.
OdpowiedzUsuńAleście chłopaki (i Pani Diana) natchnęli mnie kulinarnie. Jutro robię karminadle! :)
co mnie obrażasz i porównujesz do Leonardów i innych Hemingwajów. Równaj do Kowalskiego - hi hi hi. (żeby mi tylko Kowalski nie przpier....)
OdpowiedzUsuńMoże Ci naskoczyć na kant d..., a nie przyp...:)
OdpowiedzUsuńChyba, że ktoś z Gości ma takie nazwisko, to już nie gwarantuję, ale jakby co, to ja własną "pierwsią" Cię osłonię :)
Ozon, co tam Śniadek, smażymy karminadle :)))
OdpowiedzUsuńMasz rację, on jest "mały pikuś". Poczytam o Waszych karminadlach :-)))
OdpowiedzUsuńByło coś o nich u "Rudej" i u mnie też.
OdpowiedzUsuń