wtorek, 31 sierpnia 2010
"Od nienawiści strzeż mnie..."
Wczoraj, w wieku 30 lat, zmarła "Solidarność". Jej dorobek zajęły ohydne, wyjące i gwiżdżące bojówki PiS. Jej testamentu nie zrozumiano.
Dziękuję Pani Henryce Krzywonos za godność, odwagę i mądre słowa, które zatrzymały "Solidarność" Śniadka.
Dziękuję Panu Premierowi za przypomnienie hymnu "Solidarności".
Modlitwa o wschodzie słońca
(nieformalny hymn „Solidarności”)
Każdy Twój wyrok przyjmę twardy,
Przed mocą Twoją się ukorzę.
Ale chroń mnie Panie od pogardy,
Od nienawiści strzeż mnie Boże.
Wszak Tyś jest niezmierzone dobro,
Którego nie wyrażą słowa.
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj.
Co postanowisz, niech się ziści.
Niechaj się wola Twoja stanie
Ale zbaw mnie od nienawiści,
Ocal mnie od pogardy, Panie.
Autor: Natan Tenenbaum, zbiór wierszy "Chochoły i róża", muzykę napisał Przemysław Gintrowski, śpiewał Jacek Kaczmarski.
Inaczej nie mogę.
poniedziałek, 30 sierpnia 2010
Numery na górze
Lato zaczyna żegnać się z nami,
gdzieś nawet przeszły jesienne burze,
człek się pogodził z tymi zmianami,
byleby jakoś było na górze.
Tak jest zrobiony ten dziwny światek,
że z góry życie nam ktoś umila,
jak już z radością patrzysz na kwiatek,
to numer wytną ci lada chwila.
Gdy nam się zdaje, że na momencik
wszystko to jakoś już się ułoży,
ktoś tam na górze numer wykręci,
i miast spokoju – robi się gorzej.
Czy to jest Pan Bóg, czy ziemska władza,
(co też od Boga, jak Pismo uczy),
lubią ci one trochę przeszkadzać,
byś się, człowieku, zebrał do kupy.
Kiedy ze zdrowiem wszystko w porządku,
w finansach wyjdziesz na jakąś prostą,
to wredne licho, co drzemie w kątku,
już zeń wyłazi z nową ripostą.
Jak Bóg ciut przyśnie, to władza ziemska,
zaczyna robić ci śmichy, chichy,
więc myślisz sobie, to jakaś klęska,
bo znów ktoś wsadza kij w twoje szprychy.
Choć po omacku błądzisz w tym świecie,
zawsze masz pewność, że coś się zdarzy.
Czy na urzędach, czy gdzieś w niebiesiech,
góra ci zawsze numer wysmaży.
Masz jakieś członki, głowę na karku,
choć od myślenia ona już boli,
wyrzuć dziś smutki z jej zakamarków -
z każdych numerów wyjdziesz powoli!
gdzieś nawet przeszły jesienne burze,
człek się pogodził z tymi zmianami,
byleby jakoś było na górze.
Tak jest zrobiony ten dziwny światek,
że z góry życie nam ktoś umila,
jak już z radością patrzysz na kwiatek,
to numer wytną ci lada chwila.
Gdy nam się zdaje, że na momencik
wszystko to jakoś już się ułoży,
ktoś tam na górze numer wykręci,
i miast spokoju – robi się gorzej.
Czy to jest Pan Bóg, czy ziemska władza,
(co też od Boga, jak Pismo uczy),
lubią ci one trochę przeszkadzać,
byś się, człowieku, zebrał do kupy.
Kiedy ze zdrowiem wszystko w porządku,
w finansach wyjdziesz na jakąś prostą,
to wredne licho, co drzemie w kątku,
już zeń wyłazi z nową ripostą.
Jak Bóg ciut przyśnie, to władza ziemska,
zaczyna robić ci śmichy, chichy,
więc myślisz sobie, to jakaś klęska,
bo znów ktoś wsadza kij w twoje szprychy.
Choć po omacku błądzisz w tym świecie,
zawsze masz pewność, że coś się zdarzy.
Czy na urzędach, czy gdzieś w niebiesiech,
góra ci zawsze numer wysmaży.
Masz jakieś członki, głowę na karku,
choć od myślenia ona już boli,
wyrzuć dziś smutki z jej zakamarków -
z każdych numerów wyjdziesz powoli!
niedziela, 29 sierpnia 2010
Co się stało z naszą...
Obecność na obchodach osób, które uznają "Solidarność" Lecha Wałęsy za zdradę Polski, jest wystarczającym powodem, aby w nich nie uczestniczyć.
(na mel. piosenki "Nasza klasa" Jacka Kaczmarskiego)
Osiągnęliśmy wiek średni,
już siwizna włos prześwieca,
mamy Polskę, przyjaciele,
choć nas czasem nie zachwyca...
Po zmęczonych naszych twarzach
widać, że się nam ziściło
najpiękniejsze z naszych marzeń,
co tak długo nam się śniło. (2x)
Dziesięć było nas milionów,
rozwalaliśmy zły system,
nie pytaliśmy co, komu,
bo sens walki był przejrzysty.
Był styropian lub podłoga
i bibuła z drobnym drukiem,
zakazanej prawdy słowa
i mdły smak więziennej zupy. (2x)
Dzieci szybko nam porosły,
a niektórym nawet wnuki,
prysnął nastrój dni podniosłych,
próżne tamte są nauki.
Nie ma wiernych ideałom,
„Solidarność”, to legenda,
dla niektórych wrogiem ludu
stał się Michnik i Wałęsa...(2x)
Dziś Wyszkowski z Cenckiewiczem
opluwają nam ikony,
płoną słowa złych rozliczeń,
na ulicach zaś opony.
Śniadek gra na swoją nutę,
prezes pisze partyturę,
w tej melodii słychać butę
oraz piewców czwartej chórek. (2x)
Do tradycji tamtych czasów
te chochoły się nie wpiszą,
progów strzeże pamięć nasza,
choć już zgiełk pokryła ciszą.
Niech więc tańczą w dźwięku syren,
przy złej nucie, co fałszuje.
W ciszy wspomnę tamte chwile -
Tobie, Lechu, dziś dziękuję! (2x)
sobota, 28 sierpnia 2010
Kto to wie?
W ogrodzie nawłoć już króluje,
poeta ją mimozą zwie,
podobno jesień nam zwiastuje,
lecz czy na pewno, kto to wie?
Deszczowy ranek dzisiaj nastał,
świat jest za oknem w szarym tle,
człek by z rozpaczy się pochlastał
lecz czy to warto, kto to wie?
Czy prezes będzie gdzieś w ukryciu,
czy znów go natchnie jakieś złe,
czy nową twarzą świat zachwyci,
czy pójdzie w niebyt, kto to wie?
A może dzisiaj w sprawie krzyża,
ktoś temat już do przodu pchnie,
o kompetencje nie zapyta,
czy to możliwe, kto to wie?
Ktoś sfrustrowany znów list skrobnie,
inny zaś mu odszczeknie się,
premier nam może budżet dopnie,
czy to realne, kto to wie?
Być, albo nie być, to dylemat -
Hamlet od wieków głowi się,
lecz innym przejadł się już temat,
o czym więc pisać, kto to wie?
Gdy człek w rozterkach wciąż się topi,
nie wiedząc, dobre coś, czy złe,
nie świadczy o nim, że jest głupi,
lecz czy jest mądry, kto to wie?
To wiem na pewno: zaraz wstanę,
bo mnóstwo zajęć czeka mnie,
kawę wypiję, dzień pochwalę,
czy będzie dobry, kto to wie?
poeta ją mimozą zwie,
podobno jesień nam zwiastuje,
lecz czy na pewno, kto to wie?
Deszczowy ranek dzisiaj nastał,
świat jest za oknem w szarym tle,
człek by z rozpaczy się pochlastał
lecz czy to warto, kto to wie?
Czy prezes będzie gdzieś w ukryciu,
czy znów go natchnie jakieś złe,
czy nową twarzą świat zachwyci,
czy pójdzie w niebyt, kto to wie?
A może dzisiaj w sprawie krzyża,
ktoś temat już do przodu pchnie,
o kompetencje nie zapyta,
czy to możliwe, kto to wie?
Ktoś sfrustrowany znów list skrobnie,
inny zaś mu odszczeknie się,
premier nam może budżet dopnie,
czy to realne, kto to wie?
Być, albo nie być, to dylemat -
Hamlet od wieków głowi się,
lecz innym przejadł się już temat,
o czym więc pisać, kto to wie?
Gdy człek w rozterkach wciąż się topi,
nie wiedząc, dobre coś, czy złe,
nie świadczy o nim, że jest głupi,
lecz czy jest mądry, kto to wie?
To wiem na pewno: zaraz wstanę,
bo mnóstwo zajęć czeka mnie,
kawę wypiję, dzień pochwalę,
czy będzie dobry, kto to wie?
piątek, 27 sierpnia 2010
Róbta, co chceta...
źródło:img.naszemiasto.pl/grafika2/nowy/f8/f5/4bf28d6d530f5_o.jpg
Instytucja z logo krzyż,
mówi dzisiaj nam: a kysz!
Proszę się odstosunkować,
więcej nas nie molestować!
Nieomylność i mesjanizm!
Niech nam tutaj nikt nie chrzani,
nie zarzuca też absencji -
my nie mamy kompetencji!
Nasze ziemie i pałace,
bez podatków nasze tace,
po kolędzie tłuste zbiórki
i „co łaska” też do dziurki.
Święte krowy ponad prawem
nie chcą wchodzić w tę zabawę,
lecz pilnować synekurek,
apanaży, ekstra furek ...
Owiec znajdą wciąż bez liku,
co im sypną do koszyków,
nikt nie zamknie radiostacji,
pełnej jadu i fiksacji.
Kasę budżet da ochoczo -
politycy się zjednoczą,
bo z poparciem różnie bywa,
a kadencja wnet upływa.
A więc szarpać się nie muszą -
złotych tyłków swych nie ruszą.
Totumfackie oni nie są -
jakiejś szafy nie "wyniesą"!
czwartek, 26 sierpnia 2010
Osiołkowi w żłoby dano...
Wszystko jak trzeba. Konia zabrali,
postument wyższy też trochę dali,
upamiętnili walkę narodu,
który padając, wciąż wołał: Wodzu!
Ten Zygmunt naród już znudził;
nie będę nikogo tu judził -
lecz idąc mu na ustępstwo,
znalazłem godniejsze zastępstwo!
Kopernik, to już się nasiedział.
I nikt do tej pory nie wiedział,
że przeszłość on ukrył upiorną,
bo narodowość miał sporną!
******
Wobec nęcących tak propozycji
chyba zgłupiałem, już nie wiem sam...
Więc dziś się zwracam do was, kochani:
kto mi pomoże, co wybrać mam?
środa, 25 sierpnia 2010
Szkodniki i czas na myślenie
Okolice Szymbarku
Gdy polityki masz powyżej uszu, międlone na okrągło, we wszystkich mediach, niezbyt ważne tematy wychodzą ci nosem, a słowa - krzyż, prezes, PiS, pomnik budzą już tylko znużenie i absmak, trzeba wyjechać. Wymazać chwilowo z pamięci PIN do telefonu i samochodowego radia, laptopa zostawić, zapakować chłopa oraz psa i - wio.
Sprawy wtedy same ustawią się w sensowną kolejność, umysł się zresetuje, a chłop i pies będą szczęśliwi. Czas ze strumienia informacji wyfiltruje może kilka ważnych faktów, a może zgoła nic. Trzeba sobie dać czas na myślenie.
Wracasz do domu, po mile spędzonych chwilach i okazuje się, że:
Już drugi ranek się słaniasz,
gdy zmuszasz się do wstawania.
Zaczynasz marudzić i szlochać,
a nawet strzelasz se focha.
Bo zewsząd wyłażą szkodniki,
co to nie liczą się z nikim,
są w każdej ścianie i dziurze,
a nawet w podłodze i w rurze.
Szkodniki są rzecz jasna polityczne, charakteryzują się wyjątkową hipokryzją i arogancją, podlaną stosownym jadem, niezdolne do samodzielnego myślenia, zdalnie sterowane, bleblające bez przerwy, a szczególnie wieczorem, bo:
Kiedy spływa mrok wieczorny,
szkodnik robi się zadziorny,
łapskiem macha, ślepiem błyska,
cieknie mu słowotok z pyska.
Ostatnio mózgi szkodników wyraźnie się przegrzały, a one same, podgryzając się wzajemnie, rozpoczęły mordobicie!
Żądne władzy, krwi, pomników,
tańczą, jak na Titanicu,
okręt tonie, czy wierzycie?
Więc zaczęły mordobicie!
Radosny morał z tej powiastki, który sam się nasuwa, a do tego pozwala spokojnie wstać z łóżka, jest następujący:
Już za minutkę, już za momencik,
poniżej progu zaczną się kręcić! :)
wtorek, 24 sierpnia 2010
Piosenka na powitanie
dziewięćsił bezłodygowy (okolice Maślanej Góry k. Szymbarku)
goryczka trojeściowa (okolice Jamnej)
widok na pasmo Magury z okolic Bartnego
Usiadłam pod swoim już płotem,
pod starą koroną czereśni,
a wiatr mi zaszumiał w paprociach,
daleką, łemkowską gdzieś pieśnią...
Choć myśli tam wciąż jeszcze biegną,
po grzbietach Magury, Jaśliny,
lecz świerszcz mnie powitał na progu
i zorza wieczornej godziny.
W ogrodzie jest ciepło i cicho,
wśród ziół aromatu sierpniowych,
przy srebrnej poświacie księżyca
i cieniach tańczących liliowo.
A rankiem przywitał mnie promyk,
co wkradł się do mojej przystani,
zadzwonił leciutko powojem -
witajcie w ogródku, kochani!
Dziękuję Miłym Gościom za dbałość o ogródek - jest taki wypielęgnowany i pachnący ciepłym, serdecznym słowem...
za te groszki i róże zasiane, wplątane w dzikie wino poezji...
za Tuwima, Demarczyk, Grechutę, Wysockiego, Okudżawę, Piwnicę pod Baranami - Jaśku, Safiro, Ozonie;
za wszystkie dobre życzenia – Moniu, Wojtku, Włodku, Anonimowy, Ruda;
za zapalone świece – Stanisławie, Jaśku, Heniu... zapalam z Wami swoją...
za mlycko, oscypki, śliwowicke, wyryktówany strysek i zbójnickiego – Jaśku! :)
Pozdrawiam Was gorąco:)
poniedziałek, 16 sierpnia 2010
Tam, gdzie...
Tam, gdzie cisza stoi
nad beskidzkim stokiem,
na ścieżynę krętą
kieruję swe kroki.
Bukom się pokłonię,
świerkom i strumieniom,
drewnianym Madonnom
i cerkiewek cieniom...
Kalinom czerwonym,
złotookim ptakom,
wiatrowi, co śpiewa
bezdrożom i szlakom.
Tutaj czas przystanął,
w pochylonych chatach,
w wierzbie nad potokiem,
w mgły porannej szatach.
Zanurzę się w ziołach,
zachwycę się wrzosem,
pójdę poprzez łąkę -
gdzie oczy poniosą!
W tych pięknych okolicznościach przyrody żegnam się z Gośćmi mojego ogródka na tydzień. Ogródek pozostaje otwarty. Jeśli Goście zechcą tu odpocząć i pogwarzyć – zapraszam :)
niedziela, 15 sierpnia 2010
Wypięcie na zadęcie
Sierpień sytością oczy cieszy,
barwną paletą świat ustroił,
na drzewach złote gruszki wiesza,
na klombach w tęczy kwiatów stoi.
Wrzosem zachwycił w leśnej ciszy,
zapachem grzybów nozdrza nęci,
słojom pierwszeństwo dał w piwnicy,
plus na regałach suplemencik.
Radosnym brzaskiem więc sierpniowym
trzeba pochmurne myśli rzucić,
okno na oścież im otworzyć
i na wesoło coś zanucić.
Choć upał, wcale mnie grzeją
martwe, czy żywe bohatery,
komu tam dzisiaj łby zdurnieją...
nie ze mną, Brunner, te numery!
Do oka zwidów nie dopuszczę,
do ucha wrzasków, ni skomlenia,
przy kawce dymek sobie puszczę,
(Wojtku, tak tylko od niechcenia...)
Szlaban więc dam zbolałym minom,
i przyzwoleniu dla frasunku,
cztery litery zaś wypinam
w jedynie słusznym dziś kierunku!
barwną paletą świat ustroił,
na drzewach złote gruszki wiesza,
na klombach w tęczy kwiatów stoi.
Wrzosem zachwycił w leśnej ciszy,
zapachem grzybów nozdrza nęci,
słojom pierwszeństwo dał w piwnicy,
plus na regałach suplemencik.
Radosnym brzaskiem więc sierpniowym
trzeba pochmurne myśli rzucić,
okno na oścież im otworzyć
i na wesoło coś zanucić.
Choć upał, wcale mnie grzeją
martwe, czy żywe bohatery,
komu tam dzisiaj łby zdurnieją...
nie ze mną, Brunner, te numery!
Do oka zwidów nie dopuszczę,
do ucha wrzasków, ni skomlenia,
przy kawce dymek sobie puszczę,
(Wojtku, tak tylko od niechcenia...)
Szlaban więc dam zbolałym minom,
i przyzwoleniu dla frasunku,
cztery litery zaś wypinam
w jedynie słusznym dziś kierunku!
sobota, 14 sierpnia 2010
Przewodnia siła narodu
Ostatnio nic mnie już dziwi,
więc głupich pytań nie zadaję
i nie dociekam, gdzie logika
lub kto też rządzi moim krajem.
Niepokój jednak w sobie noszę,
bom dusza bardzo niepokorna,
po co mam wszystko konsultować
z tymi, co na się noszą ornat?
Estymy wielkiej do nich nie mam
lecz nie zaglądam im do domu,
więc nie zamierzam żyć na klęczkach
i nieustannych bić pokłonów.
Nic bez tych panów się nie zdarzy,
Sejm nie uchwali, rząd nie piśnie,
i nawet z krzyżem zadymiarza
policjant pałą w łeb nie świśnie.
Wleźli z butami w moje życie
i za mnie będą decydować,
czy mam się kochać spontanicznie,
czy kalendarzyk zastosować.
Czyja jest racja, kto jest godny,
komu tu Wawel, komu sława,
i czy mi wolno na ulicy,
w obronie demokracji stawać.
Z nimi debaty i mediacje,
wciąż uzgodnienia i tyrady.
I nikt nie kiwnie palcem w bucie,
bez konsultacji i narady.
Na nic powszechne są wybory,
wolność wyznania, wolność słowa
i Konstytucja się nie liczy,
bo z nimi trzeba skonsultować!
więc głupich pytań nie zadaję
i nie dociekam, gdzie logika
lub kto też rządzi moim krajem.
Niepokój jednak w sobie noszę,
bom dusza bardzo niepokorna,
po co mam wszystko konsultować
z tymi, co na się noszą ornat?
Estymy wielkiej do nich nie mam
lecz nie zaglądam im do domu,
więc nie zamierzam żyć na klęczkach
i nieustannych bić pokłonów.
Nic bez tych panów się nie zdarzy,
Sejm nie uchwali, rząd nie piśnie,
i nawet z krzyżem zadymiarza
policjant pałą w łeb nie świśnie.
Wleźli z butami w moje życie
i za mnie będą decydować,
czy mam się kochać spontanicznie,
czy kalendarzyk zastosować.
Czyja jest racja, kto jest godny,
komu tu Wawel, komu sława,
i czy mi wolno na ulicy,
w obronie demokracji stawać.
Z nimi debaty i mediacje,
wciąż uzgodnienia i tyrady.
I nikt nie kiwnie palcem w bucie,
bez konsultacji i narady.
Na nic powszechne są wybory,
wolność wyznania, wolność słowa
i Konstytucja się nie liczy,
bo z nimi trzeba skonsultować!
piątek, 13 sierpnia 2010
Prawie
Nieodległe, prawie zbieżne -
karkołomna sofistyka...
lecz na zdrowy, chłopski rozum
nic mi z tego nie wynika.
Bo bredzenie jest dziś w cenie,
w nim się zmieszczą wszystkie "cudy",
tam nie znajdziesz krztyny sensu,
za to pełno masz obłudy.
Więc klasykiem* się posłużę,
że nie mają chyba wzięcia
w tej zabawie, zwykłe, szare
komórki do wynajęcia!
*Wojciech Młynarski
Grzybobranie
Zacznijmy od rzeczy małych. Matka Teresa z Kalkuty powiedziała:
- „Nie trzeba robić wielkich rzeczy, wystarczą małe, ale czynione z wielką miłością”.
- „Małe rzeczy czynione z wielką miłością przynoszą radość i spokój”.
- „Rób rzeczy zwyczajne z nadzwyczajną miłością”.
W ostatnią niedzielę, zachęcona opowieściami znajomych o wspaniałych trofeach, pojechałam na grzyby. Las niewielki, młody, porośnięty w większości grabiną, z domieszką dębu i brzozy. Ładny, rósł w nim nawet chroniony widłak goździsty, konwalie, które teraz już mają czerwone owocki, czarne jagody i borówki. Delikatne poduszeczki mchu pod stopami i wspaniałe pióropusze paproci. Spokój, relaks, wyciszenie - szkoda tylko, że większość ptaków w sierpniu już nie śpiewa.
I coś, co mi całkowicie zakłóciło kontemplację tego miejsca i czasu.
Grzybobrania czas nadszedł.
Wszyscy pełni nadziei
wyruszamy raniutko
do najbliższej nam kniei.
Rozglądamy się pilnie,
wciąż buszując w zieleni,
co przyroda nam dała
ze swej hojnej kieszeni.
Tu borowik szlachetny,
tam opieńka miodowa,
a tuż obok, przy krzaczku,
jakaś noga stołowa.
Człek ciekawy, więc dalej
skrada się, jak ten skrzacik
i za nogą dostrzega
już zniszczony ciut blacik.
Szuka pilnie, brnie w gąszczu,
chce mieć stołu komplecik,
lecz, miast niego, dostrzega
całkiem dobry klozecik.
Muszla prawie bielutka,
ekskrementem nie tknięta,
co najwyżej leciutko
pleśni mchem porośnięta.
Deska też się znalazła,
tak gustownie różowa,
spłuczka, rura, kolanko -
toaleta jak nowa!
Dalej, w cieniu jałowca,
pośród malin i jeżyn,
umywalka z baterią,
spokojniutko se leży.
Para opon, rynajza,
wiadro z dnem przerdzewiałym,
czajnik z gwizdkiem na parę,
i pokrywką sczerniałą.
Człek już lekko zmęczony
przysiadł koło korzenia.
Koszyk wprawdzie pustawy -
ale jakie wrażenia!
W poniedziałek zadzwoniłam do wójta gminy, na terenie której był ten las i powiedziałam mu (niezbyt uprzejmie), że nie rozwiązał problemu usuwania odpadów komunalnych i w związku z tym ma ogromne śmietnisko w lesie. Zagroziłam mu, że jeszcze tu wrócę i jak zastanę to samo, zrobię zdjęcia, powiadomię Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska i lokalną gazetę.
Był miły i obiecał, że sprawą się zajmie. Nie wiem, czy moja interwencja odniesie jakikolwiek skutek, ale zrobiłam to z miłości do lasu.
A gdyby tak co drugi grzybiarz...
- „Nie trzeba robić wielkich rzeczy, wystarczą małe, ale czynione z wielką miłością”.
- „Małe rzeczy czynione z wielką miłością przynoszą radość i spokój”.
- „Rób rzeczy zwyczajne z nadzwyczajną miłością”.
W ostatnią niedzielę, zachęcona opowieściami znajomych o wspaniałych trofeach, pojechałam na grzyby. Las niewielki, młody, porośnięty w większości grabiną, z domieszką dębu i brzozy. Ładny, rósł w nim nawet chroniony widłak goździsty, konwalie, które teraz już mają czerwone owocki, czarne jagody i borówki. Delikatne poduszeczki mchu pod stopami i wspaniałe pióropusze paproci. Spokój, relaks, wyciszenie - szkoda tylko, że większość ptaków w sierpniu już nie śpiewa.
I coś, co mi całkowicie zakłóciło kontemplację tego miejsca i czasu.
Grzybobrania czas nadszedł.
Wszyscy pełni nadziei
wyruszamy raniutko
do najbliższej nam kniei.
Rozglądamy się pilnie,
wciąż buszując w zieleni,
co przyroda nam dała
ze swej hojnej kieszeni.
Tu borowik szlachetny,
tam opieńka miodowa,
a tuż obok, przy krzaczku,
jakaś noga stołowa.
Człek ciekawy, więc dalej
skrada się, jak ten skrzacik
i za nogą dostrzega
już zniszczony ciut blacik.
Szuka pilnie, brnie w gąszczu,
chce mieć stołu komplecik,
lecz, miast niego, dostrzega
całkiem dobry klozecik.
Muszla prawie bielutka,
ekskrementem nie tknięta,
co najwyżej leciutko
pleśni mchem porośnięta.
Deska też się znalazła,
tak gustownie różowa,
spłuczka, rura, kolanko -
toaleta jak nowa!
Dalej, w cieniu jałowca,
pośród malin i jeżyn,
umywalka z baterią,
spokojniutko se leży.
Para opon, rynajza,
wiadro z dnem przerdzewiałym,
czajnik z gwizdkiem na parę,
i pokrywką sczerniałą.
Człek już lekko zmęczony
przysiadł koło korzenia.
Koszyk wprawdzie pustawy -
ale jakie wrażenia!
W poniedziałek zadzwoniłam do wójta gminy, na terenie której był ten las i powiedziałam mu (niezbyt uprzejmie), że nie rozwiązał problemu usuwania odpadów komunalnych i w związku z tym ma ogromne śmietnisko w lesie. Zagroziłam mu, że jeszcze tu wrócę i jak zastanę to samo, zrobię zdjęcia, powiadomię Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska i lokalną gazetę.
Był miły i obiecał, że sprawą się zajmie. Nie wiem, czy moja interwencja odniesie jakikolwiek skutek, ale zrobiłam to z miłości do lasu.
A gdyby tak co drugi grzybiarz...
czwartek, 12 sierpnia 2010
Gotowiec
Pomnik ziemniaka w Biesiekierzu. Źródło: Wikipedia
Niech nawiedzeni projektanci,
coś tam o rękach z gestem bredzą,
konserwatorzy zaś zabytków
nad miejscem godnym niech się biedzą,
niech Dziwisz myśli jak zjeść żabę -
a pomnik stoi już gotowy.
Niech dzwon zadzwoni mu na sławę,
a książę Pepi ma już z głowy!
środa, 11 sierpnia 2010
Dowcip w narodzie nie ginie
Najbardziej przypadł mi do gustu ten transparent :)
Były też znane piosenki biesiadne "Szła dzieweczka do laseczka", "Sto lat"... Dopiszę coś do repertuaru, na znane skądinąd melodie, tylko z innym trochę tekstem:
Gdy moher pod krzyżem wystąpił z modłami,
pozbawił snów wielu rodaków.
Powstali więc z leży i z transparentami
wylegli podziwiać pętaków.
O cześć wam, "prawdziwi Polacy",
za chodnik pod krzyżem zajęty,
o cześć wam, mohery, pisowskie frustraty,
za wasze pomysły pogięte!
Albo to:
Krzyżowcy to rydzola plemię,
krzyżowcy to prezesa głos.
Krzyża nie damy, gryźmy ziemię,
aby tuskowym zadać cios!
My, Pierwsza Krzyżowa,
do boju gotowa,
na stos, rzucimy ich,
tuskowych heretyków tych!
Zachęcam wszystkich do poszerzania repertuaru :)
Sierpień miesiącem bez prezesa!
Lato na dworze w całej krasie,
ogórki w słojach oczy cieszą,
a media wciąż o prezesuniu,
jak jeden mąż i całą rzeszą.
Wsłuchują się w zajadłe brednie,
snują domysły, co znów powie,
kogo dziś skarci i zaszczuje
na paranoję chory człowiek.
I jaką minę nam pokaże,
i w czyim będzie towarzystwie,
kto z pretorianów mu przytaknie,
kto zaś dla niego będzie chłystkiem.
Opiszą każde jego łajno,
te nabzdyczenia i zaklęcia,
wszystko podane, jak na tacy
do ostatniego aż splunięcia.
Gdyby nie prezes - szpalty puste
i oglądalność spada całkiem.
O czym tu pisać? Wszystko głupstwa,
albo tematy jakieś miałkie...
Więc tak od rana, aż do nocy,
do oczu, uszu i do pyska,
zamiast sałatki ogórkowej,
z Jarka fundują nam igrzyska.
Chętnie bym mediom zapłaciła,
choć niezasobna moja kiesa,
żeby tak wszystkie ogłosiły:
sierpień miesiącem bez prezesa!
ogórki w słojach oczy cieszą,
a media wciąż o prezesuniu,
jak jeden mąż i całą rzeszą.
Wsłuchują się w zajadłe brednie,
snują domysły, co znów powie,
kogo dziś skarci i zaszczuje
na paranoję chory człowiek.
I jaką minę nam pokaże,
i w czyim będzie towarzystwie,
kto z pretorianów mu przytaknie,
kto zaś dla niego będzie chłystkiem.
Opiszą każde jego łajno,
te nabzdyczenia i zaklęcia,
wszystko podane, jak na tacy
do ostatniego aż splunięcia.
Gdyby nie prezes - szpalty puste
i oglądalność spada całkiem.
O czym tu pisać? Wszystko głupstwa,
albo tematy jakieś miałkie...
Więc tak od rana, aż do nocy,
do oczu, uszu i do pyska,
zamiast sałatki ogórkowej,
z Jarka fundują nam igrzyska.
Chętnie bym mediom zapłaciła,
choć niezasobna moja kiesa,
żeby tak wszystkie ogłosiły:
sierpień miesiącem bez prezesa!
wtorek, 10 sierpnia 2010
"Do widzenia! Wyjeżdżam!"
Pozwolę sobie dzisiaj powtórnie zamieścić wiersz Jaśka juhasa, oddany mi wczoraj na przechowanie jako komentarz, ze względu na jego wyjątkową wymowę. Przez komentarze trzeba się przebijać, a tak, widać go od razu. Zainspirowana tekstem, dorzuciłam kilka własnych myśli.
Chcę wyjechać gdzieś daleko, w inne strony.
Powiesz może: pomysł głupi, ja, że nie szalony
W tym szaleństwie w kraju jestem zagubiony.
Czuję, że jestem przez wszystkich gwałcony.
Marzy mi się takie bezludzie i zupełne odcięcie
By chodzić po rosie boso, bez buta na pięcie,
By rozmawiać z ciszą, lub najwyżej ptakiem,
By być zupełnie wolnym, niechby i robakiem.
Czas ku temu najwyższy, bo już jestem chory
Bo wszystkiemu temu winne są komunikatory.
Oszołomstwo się pleni bujnie, widać to wokoło
Rozsądek zmarł, bo nie dał już rady matołom.
Bawcie się tak dalej, żale te pewnie daremne.
Do widzenia, wyjeżdżam! Radźcie se beze mnie!
autor: Jasiek juhas.
********
Wszystkie media bombardują nieustannie,
już azylu nie mam nawet w swojej wannie.
"Mądrość" w prawdach oczywiście oczywistych,
tak mnie mierzi, że nie widzę na ojczystych
niwach miejsca dla ludzkiego tu rozsądku.
W każdym siole, w każdym ziemi tej zakątku
tryumfuje beznadzieja i psychoza
od gór szczytów, po spienione fale morza.
W moim kraju obywatel jest szczęśliwy,
czy on dzieckiem, czy też starcem jest już siwym.
Nie ma biedy, deficytu, bezrobocia,
służbą zdrowia już się człowiek się nie kłopocze.
Alkoholizm znikł na zawsze i korupcja,
wszelkich dóbr nam nastąpiła zaś erupcja,
budżet państwa już dopięty jest na zicher,
więc nie grozi nam kryzysów żaden wicher.
Nie ma więzień przepełnionych, góry śmieci,
nie ma wcale też bezdomnych, głodnych dzieci,
wielkim szmalem tu szpanują emeryci,
w ciemnych bramach zaś nie czają się bandyci.
W tym edenie, gdzie dobrobyt i skuteczność,
przyjdzie z nudów chyba konać nam przez wieczność.
Uratują tylko wojny nas krzyżowe
i spektakle nienawiści ciągle nowe!
Chcę wyjechać gdzieś daleko, w inne strony.
Powiesz może: pomysł głupi, ja, że nie szalony
W tym szaleństwie w kraju jestem zagubiony.
Czuję, że jestem przez wszystkich gwałcony.
Marzy mi się takie bezludzie i zupełne odcięcie
By chodzić po rosie boso, bez buta na pięcie,
By rozmawiać z ciszą, lub najwyżej ptakiem,
By być zupełnie wolnym, niechby i robakiem.
Czas ku temu najwyższy, bo już jestem chory
Bo wszystkiemu temu winne są komunikatory.
Oszołomstwo się pleni bujnie, widać to wokoło
Rozsądek zmarł, bo nie dał już rady matołom.
Bawcie się tak dalej, żale te pewnie daremne.
Do widzenia, wyjeżdżam! Radźcie se beze mnie!
autor: Jasiek juhas.
********
Wszystkie media bombardują nieustannie,
już azylu nie mam nawet w swojej wannie.
"Mądrość" w prawdach oczywiście oczywistych,
tak mnie mierzi, że nie widzę na ojczystych
niwach miejsca dla ludzkiego tu rozsądku.
W każdym siole, w każdym ziemi tej zakątku
tryumfuje beznadzieja i psychoza
od gór szczytów, po spienione fale morza.
W moim kraju obywatel jest szczęśliwy,
czy on dzieckiem, czy też starcem jest już siwym.
Nie ma biedy, deficytu, bezrobocia,
służbą zdrowia już się człowiek się nie kłopocze.
Alkoholizm znikł na zawsze i korupcja,
wszelkich dóbr nam nastąpiła zaś erupcja,
budżet państwa już dopięty jest na zicher,
więc nie grozi nam kryzysów żaden wicher.
Nie ma więzień przepełnionych, góry śmieci,
nie ma wcale też bezdomnych, głodnych dzieci,
wielkim szmalem tu szpanują emeryci,
w ciemnych bramach zaś nie czają się bandyci.
W tym edenie, gdzie dobrobyt i skuteczność,
przyjdzie z nudów chyba konać nam przez wieczność.
Uratują tylko wojny nas krzyżowe
i spektakle nienawiści ciągle nowe!
poniedziałek, 9 sierpnia 2010
Do pracy
Za oknem świt radośnie wstaje,
na starej gruszy kwilą ptacy,
a mnie od rana dreszcz przenika,
bo znowu muszę iść do pracy!
I wcale mnie nie przekonuje,
że inni idą też rodacy,
ta straszna prawda mnie przybija,
że znowu muszę iść do pracy!
Kiedy piątkowy wieczór nastał,
wszystko już było takie cacy,
dwa dni wolnego... Panie Boże,
nikt mi nie każe iść do pracy!
Portali więc nie oglądałam,
ni mądrych głów, ni głupich glacy,
od polityki wolne miałam
i nie myślałam już o pracy!
Na blogu „nerwa” utopiłam,
nie straszył mnie ten wredny kacyk,
krzyżami nikt nie wymachiwał,
bo miałam wolne od krzykaczy!
Telewizorni nie włączałam,
ekran był czarny jak antracyt,
nie ział agresją, żółcią, jadem,
też dwa dni wolne miał od pracy!
Więc zbieram w sobie wszystkie siły,
by je co prędzej okulbaczyć,
bo polityczne oszołomy
także wracają dziś do pracy!
na starej gruszy kwilą ptacy,
a mnie od rana dreszcz przenika,
bo znowu muszę iść do pracy!
I wcale mnie nie przekonuje,
że inni idą też rodacy,
ta straszna prawda mnie przybija,
że znowu muszę iść do pracy!
Kiedy piątkowy wieczór nastał,
wszystko już było takie cacy,
dwa dni wolnego... Panie Boże,
nikt mi nie każe iść do pracy!
Portali więc nie oglądałam,
ni mądrych głów, ni głupich glacy,
od polityki wolne miałam
i nie myślałam już o pracy!
Na blogu „nerwa” utopiłam,
nie straszył mnie ten wredny kacyk,
krzyżami nikt nie wymachiwał,
bo miałam wolne od krzykaczy!
Telewizorni nie włączałam,
ekran był czarny jak antracyt,
nie ział agresją, żółcią, jadem,
też dwa dni wolne miał od pracy!
Więc zbieram w sobie wszystkie siły,
by je co prędzej okulbaczyć,
bo polityczne oszołomy
także wracają dziś do pracy!
niedziela, 8 sierpnia 2010
Sposób na niegramotnych
Sposób na nerw
Kiedy cholera cię już zżera,
nerwy zaś dawno ci puszczają,
pomyśl, że gdzieś są takie zera,
co właśnie na to wręcz czyhają.
Bez "nerw" rozejrzyj się dokoła,
choć kaczor kwacze, "dokół" skrzeczy,
pomyśl, że ciebie to nie bierze,
bo to idiotyzm jest od rzeczy.
Kawusi golnij sobie łyczek,
bez "nerw" odkorkuj jakiś trunek,
do równowagi się doprowadź
i w chaszcze pogoń swój frasunek.
Bo tak, jak mija każda zgaga,
dyspepsja, absmak, co tam znowu...,
twój nerw też w niebyt pójdzie sobie
i przejdzie twej cholery powód.
A gdy się zdarzy, że zza krzaka
znów nerwu wyjdzie wredna paszcza,
wywal mu język. Niech ci więcej
twej tożsamości nie zawłaszcza.
Nie rób więc zerom dzikiej frajdy,
pokaż im figę albo guzik,
parę uśmiechów zaindukuj:),
wyrzuć już bluesa, wrzuć na luzik!
nerwy zaś dawno ci puszczają,
pomyśl, że gdzieś są takie zera,
co właśnie na to wręcz czyhają.
Bez "nerw" rozejrzyj się dokoła,
choć kaczor kwacze, "dokół" skrzeczy,
pomyśl, że ciebie to nie bierze,
bo to idiotyzm jest od rzeczy.
Kawusi golnij sobie łyczek,
bez "nerw" odkorkuj jakiś trunek,
do równowagi się doprowadź
i w chaszcze pogoń swój frasunek.
Bo tak, jak mija każda zgaga,
dyspepsja, absmak, co tam znowu...,
twój nerw też w niebyt pójdzie sobie
i przejdzie twej cholery powód.
A gdy się zdarzy, że zza krzaka
znów nerwu wyjdzie wredna paszcza,
wywal mu język. Niech ci więcej
twej tożsamości nie zawłaszcza.
Nie rób więc zerom dzikiej frajdy,
pokaż im figę albo guzik,
parę uśmiechów zaindukuj:),
wyrzuć już bluesa, wrzuć na luzik!
sobota, 7 sierpnia 2010
Pogodowe wariacje Nelly
Ona
Nie tylko w granicach na mapie,
nie tylko, gdzie flagi i orzeł,
a nawet nie w tomach słowników,
gdzie każdy odnaleźć Ją może
lecz spotkasz Ją też na ulicy,
wśród zgiełku, awantur i tłumu,
gdy ktoś ci nad głową wykrzyczy,
żeś pewnie obrany z rozumu...
Jest też w zakurzonej szufladzie
i w starych albumach, na zdjęciach,
jest Ona i w moim ogrodzie,
gdzieś nocą, w księżyca objęciach...
Na brudnym jest placu targowym,
na rogu, gdzie pijak się kiwa,
i w kruchcie, gdzie klęczy babina
w zapale modlitwy żarliwa...
Na Rynku, wśród szumu gołębi,
w poezji i na rusztowaniu,
nad łąką w zielonym zapachu,
i w kawek porannym krakaniu...
Nie szukaj Jej więc na sztandarach,
w patosie przemówień, orędzi,
rozejrzyj się się cicho dokoła -
zobaczysz, że Ona jest wszędzie!
nie tylko, gdzie flagi i orzeł,
a nawet nie w tomach słowników,
gdzie każdy odnaleźć Ją może
lecz spotkasz Ją też na ulicy,
wśród zgiełku, awantur i tłumu,
gdy ktoś ci nad głową wykrzyczy,
żeś pewnie obrany z rozumu...
Jest też w zakurzonej szufladzie
i w starych albumach, na zdjęciach,
jest Ona i w moim ogrodzie,
gdzieś nocą, w księżyca objęciach...
Na brudnym jest placu targowym,
na rogu, gdzie pijak się kiwa,
i w kruchcie, gdzie klęczy babina
w zapale modlitwy żarliwa...
Na Rynku, wśród szumu gołębi,
w poezji i na rusztowaniu,
nad łąką w zielonym zapachu,
i w kawek porannym krakaniu...
Nie szukaj Jej więc na sztandarach,
w patosie przemówień, orędzi,
rozejrzyj się się cicho dokoła -
zobaczysz, że Ona jest wszędzie!
piątek, 6 sierpnia 2010
Pomnik z gestem
Fragment rzeźby Maksymiliana Biskupskiego w Dukli
Część rodzin ofiar zaakceptowała projekt pomnika „Obelisk wierności”, autorstwa Maksymiliana Biskupskiego, w miejsce krzyża pod Pałacem. Obelisk ma przedstawiać 96 dłoni w różnych gestach.
Jak nam się życie trzyma dziś kupy
Pan Bóg jedyny chyba to wie,
bo nikt normalny już nie pojmuje
i nikt już nawet nie mówi NIE.
Spokojny żywot wszystkim wystarcza,
trochę rozrywki dodaje lud,
no, a poza tym sama normalka -
na deser pomnik. To istny cud!
Wnet nasze biedne plemię nad Wisłą
przechodzić może kolejny chrzest,
bo co to będzie, ach co to będzie,
kiedy te dłonie pokażą gest?
Czy będzie gest to Kozakiewicza,
czy może (sorry) jakiś fuck off,
lub któraś ręka kelnera wezwie,
kiedy w butelce zobaczy dno?
Że już nie wspomnę o fidze z makiem,
"zyg, zyg, marchewce" albo pa, pa...
A jak koszmarek ten wieloręki
coś tam gorszego w zanadrzu ma?
Wypijmy zdrowie dziś projektanta,
który obsesję ręczną wszak ma
i piękny projekt nam wyszykuje,
i estetykę stolicy da.
Wypijmy zdrowie dziś zimnym Lechem,
za paranoję, koszmary, strach
i niech nam dalej wiatr w oczy wieje,
kiedy głupota osiąga dach!
czwartek, 5 sierpnia 2010
Nowa reklama na Hotelu Forum
Trzy dni temu ze ściany Hotelu Forum zdjęto reklamę piwa "Lech". Według niektórych polityków PiS, obrażała ona zmarłego w katastrofie prezydenta. Dziś hotel nie stoi pusty. Pojawiła się na nim nowa reklama - tym razem napoju energetyzującego, którego hasło brzmi: "O żyj i zwyciężaj".
Kabaret Olgi Lipińskiej wysiada :)))
Pozew niezbiorowy
Wysoki sądzie! Ja protestuję.
Jestem zmęczony, wciąż źle się czuję,
bo nie wiem wcale, kimże ja jestem
i też dlaczego ciągle z protestem
wszyscy kojarzą mnie dookoła.
Sam wyjść z niewiedzy chyba nie zdołam.
Czy jestem krzyżem? Czy jakimś drewnem?
Moje jestestwo wciąż tak niepewne...
I mną miotają, i wymachują,
hasła nad głową mi wykrzykują...
Kiedyś krzyżowcy i biczownicy,
dziś byle chłystek gdzieś na ulicy
wciąż mną wywija, straszy i wrzeszczy,
w obłęd popada, tragedie wieszczy...
Czy też mam wisieć na każdej ścianie,
czy przed Pałacem postać ma stanie,
czy w rowie będę śmierci wspomnieniem,
czy bóstw przyrody jakimś wcieleniem -
to jest mi całkiem już wszystko jedno,
kto tu ma rację, gdzie rzeczy sedno.
Niech sąd orzeknie, w swej łaskawości,
o ustaleniu mej tożsamości,
a po przychylnym dla mnie wyroku,
proszę już tylko o święty spokój!
Jestem zmęczony, wciąż źle się czuję,
bo nie wiem wcale, kimże ja jestem
i też dlaczego ciągle z protestem
wszyscy kojarzą mnie dookoła.
Sam wyjść z niewiedzy chyba nie zdołam.
Czy jestem krzyżem? Czy jakimś drewnem?
Moje jestestwo wciąż tak niepewne...
I mną miotają, i wymachują,
hasła nad głową mi wykrzykują...
Kiedyś krzyżowcy i biczownicy,
dziś byle chłystek gdzieś na ulicy
wciąż mną wywija, straszy i wrzeszczy,
w obłęd popada, tragedie wieszczy...
Czy też mam wisieć na każdej ścianie,
czy przed Pałacem postać ma stanie,
czy w rowie będę śmierci wspomnieniem,
czy bóstw przyrody jakimś wcieleniem -
to jest mi całkiem już wszystko jedno,
kto tu ma rację, gdzie rzeczy sedno.
Niech sąd orzeknie, w swej łaskawości,
o ustaleniu mej tożsamości,
a po przychylnym dla mnie wyroku,
proszę już tylko o święty spokój!
środa, 4 sierpnia 2010
I jeszcze jeden, i jeszcze raz...
Do kraju tego...
Dziś, wyjątkowo, zamieszczam piękny wiersz Bobika z jego blogu, za wiedzą i zgodą Autora.
Do kraju tego… Tam, gdzie teraz,
spienioną falą obłęd wzbiera,
fanatyzm dziarsko pręży szpony,
gdzie tłum skanduje rozjuszony
“łapy od krzyża precz, ubecy!”,
gdzie trudno wyprostować plecy,
bo narodowy garb przygniata
jak w znanych tylko z książek latach,
pogardy bat niewiernych chlasta,
a Żyd obelgą jest i basta…
Do kraju, gdzie podłością wrażą
pomyśleć nie tak, jak ci każą
strażnicy myśli od Maryi,
gdzie prawo wciąż powodem chryi,
kiedy chce prawem być i koniec,
miast iść po jednej słusznej stronie,
gdzie danse macabre, trumienny portret,
Piłsudski, Dmowski et consortes
z zaświatów, gestem dyrygentów,
bełtają ciągle wśród zamętu,
upiorne wywołując echa,
nad jeszcze jedną trumną – Lecha…
Do kraju, gdzie tak mała wola,
żeby Polaka pojął Polak
i gdzie po rozum pójść do głowy,
najlepiej z kołkiem osikowym.
Do kraju, w którym aż się boję
rzec: ten jest też z ojczyzny mojej,
bo wiem, że jam dla niego świnia,
a między nami cień Katynia,
komuchy, krew na rękach, zdrada,
zatęchłych akt zaciekły badacz,
ksiądz proboszcz, kruchta, konfesjonał,
niezrozumienia głucha zona,
z przeciwnych krańców to, co święte,
gdzie żółcią, zamiast atramentem,
spisywać przyjdzie nowe dzieje
widząc z goryczą, że nie dnieje…
Do kraju, gdzie endecki zaduch,
gdzie ponoć moralnego ładu
wyrazem burdy są uliczne,
gdzie szczytem myśli politycznej
zdrowaśka i chocholi taniec…
…komu tak bardzo tęskno, Panie?
Autor: Bobik http://www.blog-bobika.eu/
Do kraju tego… Tam, gdzie teraz,
spienioną falą obłęd wzbiera,
fanatyzm dziarsko pręży szpony,
gdzie tłum skanduje rozjuszony
“łapy od krzyża precz, ubecy!”,
gdzie trudno wyprostować plecy,
bo narodowy garb przygniata
jak w znanych tylko z książek latach,
pogardy bat niewiernych chlasta,
a Żyd obelgą jest i basta…
Do kraju, gdzie podłością wrażą
pomyśleć nie tak, jak ci każą
strażnicy myśli od Maryi,
gdzie prawo wciąż powodem chryi,
kiedy chce prawem być i koniec,
miast iść po jednej słusznej stronie,
gdzie danse macabre, trumienny portret,
Piłsudski, Dmowski et consortes
z zaświatów, gestem dyrygentów,
bełtają ciągle wśród zamętu,
upiorne wywołując echa,
nad jeszcze jedną trumną – Lecha…
Do kraju, gdzie tak mała wola,
żeby Polaka pojął Polak
i gdzie po rozum pójść do głowy,
najlepiej z kołkiem osikowym.
Do kraju, w którym aż się boję
rzec: ten jest też z ojczyzny mojej,
bo wiem, że jam dla niego świnia,
a między nami cień Katynia,
komuchy, krew na rękach, zdrada,
zatęchłych akt zaciekły badacz,
ksiądz proboszcz, kruchta, konfesjonał,
niezrozumienia głucha zona,
z przeciwnych krańców to, co święte,
gdzie żółcią, zamiast atramentem,
spisywać przyjdzie nowe dzieje
widząc z goryczą, że nie dnieje…
Do kraju, gdzie endecki zaduch,
gdzie ponoć moralnego ładu
wyrazem burdy są uliczne,
gdzie szczytem myśli politycznej
zdrowaśka i chocholi taniec…
…komu tak bardzo tęskno, Panie?
Autor: Bobik http://www.blog-bobika.eu/
wtorek, 3 sierpnia 2010
Menu na dzisiaj
Obiad dziś zrobię nie byle jaki -
nie, żeby znowu jakieś kurczaki,
gulasz, pulpety, makaron nitki -
dziś zupa bita! Na drugie - bitki!
Do garka :) wrzucę pierwszą krzyżową
(to gdzieś nad kością jest ogonową?)
i choć kucharka ze mnie nietęga,
najpierw ją zbiję! Nie będę pękać.
Wymieszam z Lechem* pierwszą krzyżową,
zupkę uwarzę więc wyborową.
I tym się trochę będę pocieszać,
że "w tym temacie" lubią się mieszać.
Na drugie bitki, także stłuczone -
sosik z moheru już mam zrobiony.
Podduszę wszytko z uściskiem takim,
żeby z moheru wypadły kłaki.
Wobec "ciągotów" moich do bicia,
wyszła dziś na jaw prawda z ukrycia.
Ale wam powiem to po kryjomu:
prezes miał rację, stałam, gdzie ZOMO!
* piwo kochani, piwo :)
nie, żeby znowu jakieś kurczaki,
gulasz, pulpety, makaron nitki -
dziś zupa bita! Na drugie - bitki!
Do garka :) wrzucę pierwszą krzyżową
(to gdzieś nad kością jest ogonową?)
i choć kucharka ze mnie nietęga,
najpierw ją zbiję! Nie będę pękać.
Wymieszam z Lechem* pierwszą krzyżową,
zupkę uwarzę więc wyborową.
I tym się trochę będę pocieszać,
że "w tym temacie" lubią się mieszać.
Na drugie bitki, także stłuczone -
sosik z moheru już mam zrobiony.
Podduszę wszytko z uściskiem takim,
żeby z moheru wypadły kłaki.
Wobec "ciągotów" moich do bicia,
wyszła dziś na jaw prawda z ukrycia.
Ale wam powiem to po kryjomu:
prezes miał rację, stałam, gdzie ZOMO!
* piwo kochani, piwo :)
poniedziałek, 2 sierpnia 2010
Też reklama ...
od dołu:
- kolorowanka dla dzieci 3-5 lat,
- cukierki krówki ”Krowa ryczy nie stać w bramie”,
- smycz z kotwicą powstańczą,
– podkładki pod mysz lub kubek,
– gra strategiczna "Hodowla zwierzątek" z kotwicą,
– torba damska z kotwicą.
Produkcja: Muzeum Powstania Warszawskiego.
Takie gadżety są sprzedawane w sklepiku Muzeum Powstania Warszawskiego (do zobaczenia i kupienia też w e-sklepiku).
Gadżety smaczne, jako te krówki.
Wiwat wojenka, wiwat półgłówki.
My dzieciom damy kolorowanki,
bo nie potrzebne są już skakanki.
Berecik Ali trza domalować,
taki z antenką, więc wodzu prowadź!
I balonika z buźką aż miło,
no bo Powstanie wesołe było.
Tu smycz dla pieska – bo też powstaniec,
rzucał kamienie na jakiś szaniec.
Gra strategiczna, dużo zwierzątek,
które zapędzisz w miły zakątek.
Torba z kotwicą? Butów brakuje.
Gdzież sama torba, to nie pasuje!
Chcę, jako wielce modna niewiasta,
buty z kotwicą! Buty i basta!
Niech żyje szarża, wojna, brawura
my zatańczymy wkoło mazura
i chodzonego, „Z dymem pożarów”,
chłopy na wojnę – baby do garów!
I pomyśleć, że Kompania Piwowarska wycofała się z reklamy "Zimnego Lecha"...
Czy już granice absurdu zostały przekroczone?
A Muzeum Powstania Warszawskiego otrzyma niedługo imię Lecha Kaczyńskiego.
A ten w grodzie Kraka...
Znawcy
Jest kilkunastu w Polsce facetów,
lub może kilku, cóż za różnica,
którzy się znają chyba na wszystkim.
Wśród nich kobieta, co wręcz zachwyca.
Gdyby nie oni, państwo by padło,
rząd nie umiałby zebrać się chyba,
a społeczeństwo, miast tyrać w znoju,
już by siedziało pewnie na rybach.
Nikt by już na czas nie wstał do pracy,
nawet na rower nie wsiadłby żaden,
wszystkie ptaszęta zmilkłyby nagle,
ryby spłynęły zaś do Wiesbaden.
Nadzwyczaj trafnie też oceniają
katastrofalną wręcz sytuację
co do finansów, energetyki,
opalenizny i prokreacji.
Katastrofalne jest u nich wszystko
lub niesłychane, albo fatalne,
zadziwiające, złe oczywiście,
zbrodnicze, straszne i niemoralne.
W sprawach pomniejszych też wiedzą wszystko:
jak wiązać krawat, jak dzieci bawić,
czy seks na ławce może zaszkodzić
i gdzie najlepiej pomnik postawić.
I choć rozumy wszystkie pojedli
tak, jak soczystą trawę żre krowa,
dobrze, że żaden nie podpowiedział,
co mam na obiad dziś ugotować!
lub może kilku, cóż za różnica,
którzy się znają chyba na wszystkim.
Wśród nich kobieta, co wręcz zachwyca.
Gdyby nie oni, państwo by padło,
rząd nie umiałby zebrać się chyba,
a społeczeństwo, miast tyrać w znoju,
już by siedziało pewnie na rybach.
Nikt by już na czas nie wstał do pracy,
nawet na rower nie wsiadłby żaden,
wszystkie ptaszęta zmilkłyby nagle,
ryby spłynęły zaś do Wiesbaden.
Nadzwyczaj trafnie też oceniają
katastrofalną wręcz sytuację
co do finansów, energetyki,
opalenizny i prokreacji.
Katastrofalne jest u nich wszystko
lub niesłychane, albo fatalne,
zadziwiające, złe oczywiście,
zbrodnicze, straszne i niemoralne.
W sprawach pomniejszych też wiedzą wszystko:
jak wiązać krawat, jak dzieci bawić,
czy seks na ławce może zaszkodzić
i gdzie najlepiej pomnik postawić.
I choć rozumy wszystkie pojedli
tak, jak soczystą trawę żre krowa,
dobrze, że żaden nie podpowiedział,
co mam na obiad dziś ugotować!
niedziela, 1 sierpnia 2010
Nie jest źle
Choć coraz częściej tak mi się zdaje,
że świat zwariował już wokół mnie,
w taką niedzielę, gdy rano wstaję,
to myślę sobie, że nie jest źle.
I chociaż całość w jakimś absurdzie
kilka miesięcy już dobrych tkwi,
zawsze się można cieszyć kawałkiem,
co jak rodzynek w całości lśni.
Ot, siedzę sobie nad kubkiem z kawą,
z lubością w górę wypuszczam dym,
choć mgła za oknem – dzisiaj nie jadę,
więc już się trochę cieszyć mam czym.
Potem radości będę dokładać -
kwitnące dalie, muzyka z płyt...
Więc chyba nie ma już o co biadać,
a może biadać, to nawet wstyd.
Pójdę do lasu, spojrzę na runo,
może grzyb jaki wygląda z mchu?
Potem pobiegnę z wiatrem i z chmurą,
aż mi z radości zabraknie tchu.
Gdy telewizor w końcu otworzę,
uciech codziennych dostarczą mi
te same gwiazdy żądne wciąż sławy,
bez których szare byłyby dni.
Siądę więc sobie za klawiaturą
i częstochowski ułożę rym.
Ważne, by wrzucić sobie na luzik -
wnet ze złych myśli zostanie dym!
że świat zwariował już wokół mnie,
w taką niedzielę, gdy rano wstaję,
to myślę sobie, że nie jest źle.
I chociaż całość w jakimś absurdzie
kilka miesięcy już dobrych tkwi,
zawsze się można cieszyć kawałkiem,
co jak rodzynek w całości lśni.
Ot, siedzę sobie nad kubkiem z kawą,
z lubością w górę wypuszczam dym,
choć mgła za oknem – dzisiaj nie jadę,
więc już się trochę cieszyć mam czym.
Potem radości będę dokładać -
kwitnące dalie, muzyka z płyt...
Więc chyba nie ma już o co biadać,
a może biadać, to nawet wstyd.
Pójdę do lasu, spojrzę na runo,
może grzyb jaki wygląda z mchu?
Potem pobiegnę z wiatrem i z chmurą,
aż mi z radości zabraknie tchu.
Gdy telewizor w końcu otworzę,
uciech codziennych dostarczą mi
te same gwiazdy żądne wciąż sławy,
bez których szare byłyby dni.
Siądę więc sobie za klawiaturą
i częstochowski ułożę rym.
Ważne, by wrzucić sobie na luzik -
wnet ze złych myśli zostanie dym!
Subskrybuj:
Posty (Atom)