poniedziałek, 31 maja 2010
Strach
Na komunii, na rosole,
w domu dziecka gdzieś przy stole,
na pielgrzymce z mężczyznami,
z wielką pompą, sztandarami...
U górali, u Ślązaków,
a po drodze jeszcze Kraków ...
Strach zagląda mi już w oczy,
że z lodówki też wyskoczy!
(Już żałoba nie przeszkadza -
kiedy w perspektywie władza!)
Czy to już historia?
Tutaj o zgodzie leci komedia,
a zaś w senacie walka o media.
Tu propaganda, a tam - od nowa
pełne agresji, obłudy słowa.
O końcu wojny są deklaracje,
znane okrzyki, wielkie owacje,
chóralne śpiewy, góralskie nuty.
A PiS w senacie znów pełen buty.
Językiem wojny wciąż mediów żąda,
na kompromisy się nie ogląda.
Tutaj miłością prezes uwodzi,
a tam nienawiść w kłamstwach powodzi.
Gdzie PiS prawdziwy? Nie mam sklerozy -
nie wierzę w żadne metamorfozy.
Tu nowe słowa, tam stara wizja.
To zwykły cynizm. I hipokryzja!
niedziela, 30 maja 2010
Nieznajoma wiosna
To wszystko mogę wypowiedzieć:
poranek w słońcu, młode liście,
i biały deszcz wiśniowych płatków,
liliowych bzów trójkątne kiście.
Że jabłoń, to różowy obłok
słodko pachnący, a kasztany
trzymają w swych zielonych palcach
kwieciste stożki z białej piany.
To umiem nazwać: śnieżne gwiazdy
narcyzów patrzą jasnym okiem,
srebrnawo - miękka jest akacja,
a brzozy białe i wysokie.
Potrafię nawet znaleźć słowa,
które by to wypowiedziały,
jak pachną na zielonych nitkach
perełki konwaliowe małe.
I może nawet bym odgadła,
co opowiada ptakom, drzewom,
na wiosnę deszcz wesoły, ciepły,
co tętni życiem, szumi śpiewem.
Tak, mogę mówić o tym pięknie,
co choć zachwyca - jest wiadome.
Tylko nie umiem nazwać tego,
co wciąż jest w wiośnie nieznajome!
poranek w słońcu, młode liście,
i biały deszcz wiśniowych płatków,
liliowych bzów trójkątne kiście.
Że jabłoń, to różowy obłok
słodko pachnący, a kasztany
trzymają w swych zielonych palcach
kwieciste stożki z białej piany.
To umiem nazwać: śnieżne gwiazdy
narcyzów patrzą jasnym okiem,
srebrnawo - miękka jest akacja,
a brzozy białe i wysokie.
Potrafię nawet znaleźć słowa,
które by to wypowiedziały,
jak pachną na zielonych nitkach
perełki konwaliowe małe.
I może nawet bym odgadła,
co opowiada ptakom, drzewom,
na wiosnę deszcz wesoły, ciepły,
co tętni życiem, szumi śpiewem.
Tak, mogę mówić o tym pięknie,
co choć zachwyca - jest wiadome.
Tylko nie umiem nazwać tego,
co wciąż jest w wiośnie nieznajome!
sobota, 29 maja 2010
Reklama "jabłuszka"
"Jestem tym samym Jarosławem Kaczyńskim"
Wywiad dla TVP1
Byłem premierem razem z Lepperem,
to był najlepszy dla Polski czas.
Jestem mąż stanu, mam doświadczenie,
raz przekonałem już o tym was.
Ja chcę zakończyć już tę wojenkę,
naród do zgody nakłonić wszak,
lecz jeśli ktoś ma zdanie odmienne,
to ja na niego już znajdę hak.
I w życiorysach sobie pogrzebię,
znajdę afery i spisków moc.
I nikt mnie więcej już nie przekona,
że białe nie jest czarne jak noc.
Więc mnie wybierzcie drodzy rodacy,
wspaniały program dla wszystkich mam.
Swój stary towar, lecz w nowym pudle,
z wielką ochotą znów sprzedam wam!
piątek, 28 maja 2010
Tandem
Ma być tandem. Zgrabny taki.
jeden rower – "dwa chłopaki".
Prezes z przodu, premier z tyłu,
a za nimi chmura pyłu.
Duet musi współpracować,
razem równo pedałować.
Taka wola konstruktorów,
aby nie wypadli z toru.
Jak współpracę tu układać,
kiedy prezes nie chce gadać?
Wciąż na jednym jeździ kole,
po ulicach i przez pole.
Koło bardzo wykrzywione,
całkiem w czwórkę zamienione,
do pedałów ledwie sięga,
z nim współpraca – to mitręga!
Więc, prezesie, sam pedałuj
i energii swej nie żałuj.
Wkrótce będzie po problemie -
spadniesz szybko zeń na ziemię!
Belka
Pawlak: nie popieram kandydatury Belki na szefa NBP.
Chłopu Belka belką w oku,
bo chłop stoi już w rozkroku.
Belki, to on nie popiera,
koalicja go uwiera.
Ten niepokój w oku widzę -
on chce zostać w pierwszej lidze.
Choć pod kreską ma poparcie,
lecz na władzę wielkie parcie.
Ugrać swoje, zaszachować,
w nowy układ gdzieś się schować.
I zatrzymać swe etaty
dla kolesi. I dopłaty.
Chłopu Belka belką w oku,
bo chłop stoi już w rozkroku.
Belki, to on nie popiera,
koalicja go uwiera.
Ten niepokój w oku widzę -
on chce zostać w pierwszej lidze.
Choć pod kreską ma poparcie,
lecz na władzę wielkie parcie.
Ugrać swoje, zaszachować,
w nowy układ gdzieś się schować.
I zatrzymać swe etaty
dla kolesi. I dopłaty.
czwartek, 27 maja 2010
Limeryk
Zatrzymany przez cenzurę FSK:
Każdy PiS-man, co się zowie,
forum ma za stado owiec.
Dla jajec nie robi tego,
tylko dla szmalu sutego.
Głupi, jak zając po ponowie!
Za to puszczają odgrzewane kotlety sprzed paru tygodni. Oczywista oczywistość - jedynie słuszne!
Każdy PiS-man, co się zowie,
forum ma za stado owiec.
Dla jajec nie robi tego,
tylko dla szmalu sutego.
Głupi, jak zając po ponowie!
Za to puszczają odgrzewane kotlety sprzed paru tygodni. Oczywista oczywistość - jedynie słuszne!
Sekta
Zwolennicy Kaczyńskiego do dziennikarza: Tu jest Polska, won stąd. Po rusku trzeba by do was mówić. Nie można gadać z tą świnią cholerną.Gdzie tu przychodzisz ty draniu jeden. Zdrajco narodu, rozumiesz? Łobuzie jeden. Nie wiesz, że Polska już jest kolonialna.
Zajadłe słowa, twarze zacięte,
wzrok nawiedzony, usta napięte.
I potok wyzwisk na dziennikarza,
i parasolki w geście pałkarza.
Tak wniebowzięte są u nich lica,
miny upiorne - jak z Gombrowicza.
Kultura bije z każdego słowa,
zwięzłe riposty, "wiązana" mowa.
Bo dla nich wojna się nie skończyła.
W złości, obelgach cała ich siła.
Dziś muszą walczyć z odmieńcem Tuskiem,
z Lisem i z Niemcem, a także z Ruskiem.
Dziś z każdej strony jest zagrożenie,
co nam chce zniszczyć to polskie plemię.
Tak naszych domów, świątyń, rubieży,
sekta prawdziwych Polaków strzeże!
środa, 26 maja 2010
Mojej Mamie
Zawsze mnie widzisz dziewczynką małą -
choć dawno minął dzieciństwa czas.
Chciałaś mnie chronić przed światem całym,
kruchymi dłońmi pancerz mi dać.
Ty wciąż się martwisz o moje sprawy,
śmiejesz się ze mną i ze mną łkasz.
Wspierasz w złych w chwilach, słowem pomagasz,
choć już niewiele od życia masz.
Kiedy w dniach buntu, młodzieńczych zrywów
w gruzy się walił cały mój świat,
Ty wskazywałaś mi sens tych zjawisk,
leczyłaś duszę, koiłaś strach.
By Ci dziękować, słów mi brakuje
i tylko w dłoniach ukrywam twarz.
Dobrze, że jesteś. Boże, dziękuję,
za ten dzień każdy, który Jej dasz.
choć dawno minął dzieciństwa czas.
Chciałaś mnie chronić przed światem całym,
kruchymi dłońmi pancerz mi dać.
Ty wciąż się martwisz o moje sprawy,
śmiejesz się ze mną i ze mną łkasz.
Wspierasz w złych w chwilach, słowem pomagasz,
choć już niewiele od życia masz.
Kiedy w dniach buntu, młodzieńczych zrywów
w gruzy się walił cały mój świat,
Ty wskazywałaś mi sens tych zjawisk,
leczyłaś duszę, koiłaś strach.
By Ci dziękować, słów mi brakuje
i tylko w dłoniach ukrywam twarz.
Dobrze, że jesteś. Boże, dziękuję,
za ten dzień każdy, który Jej dasz.
Majowa impresja
Zielenią, słonkiem maj dzisiaj śpiewa,
nutki rozkłada na chmurkach, drzewach.
Dnie mu wtórują światłem, kolorem,
śpiewem słowików i żab – wieczory.
Bzy od fioletu i różu płoną,
piwonie świecą barwą czerwoną.
Łąki w kobiercach, w ziół aromacie,
sady bieleją w kwiecistej szacie.
Dzwoni konwalią, liściem szeleści,
podmuchem wiatru włosy me pieści.
Księżyc od srebra miękkiego kapie.
Ulotne chwile w swe dłonie łapię.
nutki rozkłada na chmurkach, drzewach.
Dnie mu wtórują światłem, kolorem,
śpiewem słowików i żab – wieczory.
Bzy od fioletu i różu płoną,
piwonie świecą barwą czerwoną.
Łąki w kobiercach, w ziół aromacie,
sady bieleją w kwiecistej szacie.
Dzwoni konwalią, liściem szeleści,
podmuchem wiatru włosy me pieści.
Księżyc od srebra miękkiego kapie.
Ulotne chwile w swe dłonie łapię.
wtorek, 25 maja 2010
Specjalistka
Ma czas
Pawlak: Nie pora na szacowanie strat po powodzi. Na rozwiązania systemowe przyjdzie czas i nie należy ich robić gorączkowo, tylko z dużym namysłem (...)
On czas ma zawsze i myśli długo.
Myśli mu płyną jak woda. Strugą.
Partiom się kłania z prawa i z lewa,
coraz na inną nutę im śpiewa.
W kołach gospodyń za to bryluje.
W wiejskich remizach zawsze króluje.
Słupki ma małe, kłopoty duże -
kogo tu poprzeć w tej drugiej turze?
Jest obrotowy. Myśli, główkuje...
kto może wygrać - głosy szacuje.
Pod koalicję znów się podwiesi,
zachowa stołek - swój i kolesi.
Porzuć swe mrzonki i filozofie,
bo cała Polska dziś wały kopie.
Może wykopać jeszcze "jednego".
To tylko kwestia czasu, kolego!
poniedziałek, 24 maja 2010
Zdolność honorowa
Skarga elektoratu
Tak się zmieniłeś dziś Jarosławie,
że nie wiem wcale, w co wierzyć mam.
Czy dalej czwartą każesz nam sławić,
czy jakaś inna stoi u bram?
Czy ścigać będziesz jeszcze komunę,
lustrować wszystkich, co z tamtych lat?
Może na odwrót - będziesz mi wmawiać,
że tam gdzie ZOMO, tam stałem ja?
Czy swoje haki już wyrzuciłeś,
spisków nie tropisz, układów, sitw?
Czy na ulicę więcej nie wyjdę
i na wyzwiska nie będzie bitw?
Czy Donka całkiem już pokochałeś,
choć wciąż w uścisku Putina tkwi?
Czy już nie będzie prawych Polaków
i sprawiedliwych – z kości i krwi?
Czy program PiS-u, przez cię pisany,
teraz na dobre dostał już w łeb?
A ja wierzyłem, żem nie jest baran,
a wyszło na to, żem zwykły kiep!
że nie wiem wcale, w co wierzyć mam.
Czy dalej czwartą każesz nam sławić,
czy jakaś inna stoi u bram?
Czy ścigać będziesz jeszcze komunę,
lustrować wszystkich, co z tamtych lat?
Może na odwrót - będziesz mi wmawiać,
że tam gdzie ZOMO, tam stałem ja?
Czy swoje haki już wyrzuciłeś,
spisków nie tropisz, układów, sitw?
Czy na ulicę więcej nie wyjdę
i na wyzwiska nie będzie bitw?
Czy Donka całkiem już pokochałeś,
choć wciąż w uścisku Putina tkwi?
Czy już nie będzie prawych Polaków
i sprawiedliwych – z kości i krwi?
Czy program PiS-u, przez cię pisany,
teraz na dobre dostał już w łeb?
A ja wierzyłem, żem nie jest baran,
a wyszło na to, żem zwykły kiep!
niedziela, 23 maja 2010
Pandemia przemian
Impresje z wiecu
PiS zbuduje zgodę w kraju,
wszystkim będzie nam jak w raju!
Pani Jadzia w hasło wierzy,
na manifestację bieży.
PiS-u hasła trza popierać,
razem Jarka trza wybierać.
Co tam akcje Caritasu,
niech spadają gdzieś do lasu!
Ratuj Polskę Jarosławie,
bo utonie nam w niesławie.
Tusk, Platforma, wrogie media...
Zaraz będzie tu tragedia!
Tu koszulki, tam obrazy,
i pocztówki – bohomazy,
chorągiewki, proporczyki,
tu pomruki, tam okrzyki.
Przyszli tłumnie, bo na placu
swoje bóstwo chcą zobaczyć.
Chłopy, baby stoją w tłoku.
Wrzeszczą, tupią – jak w amoku!
sobota, 22 maja 2010
Inauguracja
Kataklizm
Kępa Gostecka, Wilków, Kazimierz...
czarowne miejsca, w lecie i w zimie.
Goszczą mnie miło o każdej porze.
Łąki i pola. Miasteczko. Zboże.
Tam bór ciemnieje gdzieś nad łąkami,
co chłodzi cieniem, liści szumami.
W kwieciu majowym chłodne wąwozy.
Mgiełką poranną pokryte brzozy.
Miasteczko dumne w upartym trwaniu,
strażnik historii, dziejów zarania.
Domy, krużganki, wąskie uliczki,
Fara i klasztor. Rynek. Wieżyczki.
Te wszystkie cuda, pola i drzewa,
te moje miejsca woda zalewa.
Walczą z żywiołem, powodzią, deszczem,
żeby cokolwiek ocalić jeszcze.
Lechocjonalia
Popiersie Lecha, odlew gipsowy,
jest pozłacany, jest i brązowy.
I portret z godłem, z błękitem nieba.
Taka wymowa na nim, jak trzeba.
I chwila prawdy - na obstalunek -
gdzie on wskazuje słuszny kierunek.
Patrzy na prawo, wyciąga rękę,
by wnet zakończyć naszą udrękę.
Po trzysta złotych są autografy,
nimi wylepisz ściany i szafy.
I dzwon Zygmunta, fotki z pogrzebu,
złożone dłonie, oczy ku niebu.
I Tupolewa są miniatury,
pod nim jest Smoleńsk, a nad nim chmury.
Dużo ulotek i flagi związku,
kawałki blachy, nity i krążki.
Skocz na allegro, kupuj gadżety!
Z obrazów będą ładne tapety.
A złomem salon se przyozdobisz.
Zaprosisz gości. Furorę zrobisz!
piątek, 21 maja 2010
Mąż opatrznościowy
Brata pamięci kustoszem będzie
i na spuściźnie jego zasiędzie.
Ma takie wizje. Tak marzy sobie.
Piłsudski z Dmowskim w jednej osobie.
Bo kraj ciemiężą wrogowie jacyś -
nie-katolicy i nie-Polacy.
Przyjdzie mąż wielki, opatrznościowy.
I wszystkich wrogów będziem mieć z głowy.
Kraj nam posprząta, śmieci wymiecie.
Będzie porządek, w gminie, powiecie.
Zbuduje domy, pola obsieje.
Zatrzyma powódź, śnieżne zawieje.
Zanik pamięci, amnezja w głowie.
Teraz milczenie, lub pustosłowie.
Czarni mu z modłów kroplówki dają.
Ludzie nie wierzą. Wciąż pamiętają!
i na spuściźnie jego zasiędzie.
Ma takie wizje. Tak marzy sobie.
Piłsudski z Dmowskim w jednej osobie.
Bo kraj ciemiężą wrogowie jacyś -
nie-katolicy i nie-Polacy.
Przyjdzie mąż wielki, opatrznościowy.
I wszystkich wrogów będziem mieć z głowy.
Kraj nam posprząta, śmieci wymiecie.
Będzie porządek, w gminie, powiecie.
Zbuduje domy, pola obsieje.
Zatrzyma powódź, śnieżne zawieje.
Zanik pamięci, amnezja w głowie.
Teraz milczenie, lub pustosłowie.
Czarni mu z modłów kroplówki dają.
Ludzie nie wierzą. Wciąż pamiętają!
czwartek, 20 maja 2010
Cuda nad Wisłą
Był cud nad Wisłą w wieku minionym,
kiedyśmy łupnia dali czerwonym.
I znów są cuda, zmiany, miraże...
Znowu nam życie dostarcza wrażeń.
Prezes baranka przybiera pozy -
wciąż ma cudowne metamorfozy.
Biedak ma chyba zanik pamięci.
Oczy nam mydli, chowa się, kręci.
Teatr pokoju zrobił nam Ziobro.
Istny aniołek, chodzące dobro.
Rękę wyciąga, na dłoni serce,
taki łagodny i ciepły wielce.
Nowa formuła posła z Lublina.
Grzeczna fryzura, poważna mina.
Lecz mędrca pozę pewnie porzuci -
znów będzie sobą, gdy prezes wróci.
Oni swą pamięć wyzerowali
i grubą kreskę zastosowali.
Stare idee i nowe mantry.
Był heavy metal. Teraz jest country.
Same przemiany, dziwy i cuda.
Argument słupków. To się nie uda.
Ja koloratki przecież nie noszę.
Dosyć mam cudów. Konkrety proszę!
kiedyśmy łupnia dali czerwonym.
I znów są cuda, zmiany, miraże...
Znowu nam życie dostarcza wrażeń.
Prezes baranka przybiera pozy -
wciąż ma cudowne metamorfozy.
Biedak ma chyba zanik pamięci.
Oczy nam mydli, chowa się, kręci.
Teatr pokoju zrobił nam Ziobro.
Istny aniołek, chodzące dobro.
Rękę wyciąga, na dłoni serce,
taki łagodny i ciepły wielce.
Nowa formuła posła z Lublina.
Grzeczna fryzura, poważna mina.
Lecz mędrca pozę pewnie porzuci -
znów będzie sobą, gdy prezes wróci.
Oni swą pamięć wyzerowali
i grubą kreskę zastosowali.
Stare idee i nowe mantry.
Był heavy metal. Teraz jest country.
Same przemiany, dziwy i cuda.
Argument słupków. To się nie uda.
Ja koloratki przecież nie noszę.
Dosyć mam cudów. Konkrety proszę!
środa, 19 maja 2010
Środa
Nowy dzień przyszedł. Na niebie chmury.
Świat taki ciemny, groźny, ponury.
Znowu nas wita ulewnym deszczem.
Woda zalewa. Jak długo jeszcze?
W deszczu się kąpią całe ulice.
I wszystkie drzewa, i kamienice.
Przemokły buty, płaszcze i włosy.
W wielkich kałużach chlapią się kosy.
Świat taki ciemny, groźny, ponury.
Znowu nas wita ulewnym deszczem.
Woda zalewa. Jak długo jeszcze?
W deszczu się kąpią całe ulice.
I wszystkie drzewa, i kamienice.
Przemokły buty, płaszcze i włosy.
W wielkich kałużach chlapią się kosy.
Ustawki dla tabloidów
Były uśmiechy, z dziećmi żartował,
głaskał go główkach, nawet całował.
Potem komórki, ipody, kwiaty,
obiad i deser też przebogaty.
Z Elą i Pawłem poszedł na molo.
I jakiś ptaszek śpiewał mu solo.
Tłum reporterów, kamery, fotki.
A on łagodny, dobry i słodki.
Taką ustawkę sztab przygotował.
Bardzo się starał i napracował.
Lecz ten scenariusz coś przypomina.
To kult jednostki. Jak za Stalina!
wtorek, 18 maja 2010
Kraina łagodności
Z otwartym sercem wyciąga rękę -
a w niej mikrofon pełen podsłuchów.
W klapie kamery coś nagrywają.
I te laptopy pełne złych duchów.
Ty wykończyłeś już kardiologię,
więc nie otwieraj tak swego serca.
Żaden kardiolog już go nie zszyje,
bo, według ciebie, to jest morderca.
Ja mam już dosyć tych twoich wyzwisk,
afer, laptopów, co wciąż spadają.
I twych posłusznych prokuratorów.
Ludzie to wiedzą. I pamiętają!
I to jest rzetelność dziennikarska !
Deklaracja współpracy
Już się nam zdeklarowali.
Będą se współpracowali!
W jednym pływać będą sosie,
razem będą dłubać w nosie.
Te mamlasy dwa prześliczne
na aut zeszły polityczny.
Na kanapie teraz siedzą,
duby nam smalone bredzą.
Będą bajki razem klecić,
dla dorosłych i dla dzieci.
I żyć długo i szczęśliwie
na tej kanapowej niwie!
poniedziałek, 17 maja 2010
Słodko!
Siedzi w fotelu, ma słodkie oczy.
I nowe szaty. Wszystkich zaskoczył.
On chce rozmawiać i rozwiązywać,
do wielkich czynów rodaków wzywać.
Gada frazami, kotka hoduje.
Na łże-elity nawet nie pluje.
Przypomniał światu, że mu Rosjanie
uratowali dziadka, mospanie.
Wszędzie laurki, ukłony, kwiaty,
nowe wazony, piękne krawaty.
I atmosfera tak cukierkowa.
Od tych słodkości aż boli głowa.
Światła przyćmione i ciepłe sesje.
Listy, orędzia, ludu procesje.
I przemówienia na akademii.
Słodko, słodziutko. Zaraz mnie zemdli.
I nowe szaty. Wszystkich zaskoczył.
On chce rozmawiać i rozwiązywać,
do wielkich czynów rodaków wzywać.
Gada frazami, kotka hoduje.
Na łże-elity nawet nie pluje.
Przypomniał światu, że mu Rosjanie
uratowali dziadka, mospanie.
Wszędzie laurki, ukłony, kwiaty,
nowe wazony, piękne krawaty.
I atmosfera tak cukierkowa.
Od tych słodkości aż boli głowa.
Światła przyćmione i ciepłe sesje.
Listy, orędzia, ludu procesje.
I przemówienia na akademii.
Słodko, słodziutko. Zaraz mnie zemdli.
Moje credo
Do pracy wstaję wczesnym porankiem,
gdy jeszcze rosa na trawie drży,
słonko prześwieca ledwo firankę,
a moje miasto wokoło śpi.
Mam w sobie spokój. Uśmiech na twarzy.
I wciąż zajęty ogromnie czas.
Wiem czego nie chcę i o czym marzę.
Kocham mój ogród, łąkę i las.
Nie chcę powrotu tamtych upiorów,
co mnie straszyły każdego dnia,
wszystkich tych bredni, waśni i sporów,
podejrzliwości, spisków i kłamstw.
Nie chcę podsłuchów i prowokacji,
zaboru mediów dla swoich prawd,
wiecznego szczucia, manipulacji,
cynizmu, draństwa, bezczelnych łgarstw.
Nie chcę nagonki na opozycję,
posłusznych sądów, agentów moc...
I zawłaszczania naszych tradycji,
kiedy żałoby przychodzi noc.
Nie chcę, by ludzie PiS-u rządzili,
ich hipokryzji widzieć co dnia,
by wściekłym słowem wciąż mnie ranili,
że tam gdzie ZOMO, tam stałam ja.
Mój kraj jest wolny, piękny, otwarty.
Tutaj pracuję, mieszkam i trwam.
Jego historii otwartej karty
niech mi nie plami już żaden cham!
gdy jeszcze rosa na trawie drży,
słonko prześwieca ledwo firankę,
a moje miasto wokoło śpi.
Mam w sobie spokój. Uśmiech na twarzy.
I wciąż zajęty ogromnie czas.
Wiem czego nie chcę i o czym marzę.
Kocham mój ogród, łąkę i las.
Nie chcę powrotu tamtych upiorów,
co mnie straszyły każdego dnia,
wszystkich tych bredni, waśni i sporów,
podejrzliwości, spisków i kłamstw.
Nie chcę podsłuchów i prowokacji,
zaboru mediów dla swoich prawd,
wiecznego szczucia, manipulacji,
cynizmu, draństwa, bezczelnych łgarstw.
Nie chcę nagonki na opozycję,
posłusznych sądów, agentów moc...
I zawłaszczania naszych tradycji,
kiedy żałoby przychodzi noc.
Nie chcę, by ludzie PiS-u rządzili,
ich hipokryzji widzieć co dnia,
by wściekłym słowem wciąż mnie ranili,
że tam gdzie ZOMO, tam stałam ja.
Mój kraj jest wolny, piękny, otwarty.
Tutaj pracuję, mieszkam i trwam.
Jego historii otwartej karty
niech mi nie plami już żaden cham!
niedziela, 16 maja 2010
Kasztanowa impresja
Na ulicy długiej i wąskiej,
całej z kamieni,
przystanęły rzędem kasztany
w jasnej zieleni.
Tak cichutko ich białe płatki
na ziemię lecą.
Na kasztanach, jedna po drugiej,
gasną białe świece.
całej z kamieni,
przystanęły rzędem kasztany
w jasnej zieleni.
Tak cichutko ich białe płatki
na ziemię lecą.
Na kasztanach, jedna po drugiej,
gasną białe świece.
Impresja taka...
Wizja prezesa.
To u prezesa widać po minie,
że on się skupić ma na rodzinie.
I będą ulgi, i zapomogi,
mieszkania tanie, że Boże drogi!
No i tradycje, i służba zdrowia.
Nowe szpitale będzie budował.
I porodówki, przedszkola tanie.
A każdy student volvo dostanie!
Są komitety. Tworzą te wizje.
One są w radiu i w telewizji.
Są też społeczne, i podwórkowe,
i regionalne, i różańcowe.
Już to słyszałam. Wizji powtórka.
Chyba z innego jestem podwórka,
bo socjalizmu wizji nie trawię.
I w komitety też się nie bawię!
że on się skupić ma na rodzinie.
I będą ulgi, i zapomogi,
mieszkania tanie, że Boże drogi!
No i tradycje, i służba zdrowia.
Nowe szpitale będzie budował.
I porodówki, przedszkola tanie.
A każdy student volvo dostanie!
Są komitety. Tworzą te wizje.
One są w radiu i w telewizji.
Są też społeczne, i podwórkowe,
i regionalne, i różańcowe.
Już to słyszałam. Wizji powtórka.
Chyba z innego jestem podwórka,
bo socjalizmu wizji nie trawię.
I w komitety też się nie bawię!
sobota, 15 maja 2010
Koński targ
Cudowna przemiana
Mały polonijny sklepik w Chicago wywiesił plakaty nawołujące do poparcia Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. To przerobione plakaty Lecha Kaczyńskiego z poprzedniej kampanii.
Są dwa plakaty.
Jedna facjata.
Lech się zamienił
cudownie w brata.
I zbędne wszelkie
są dylematy.
Jaki kandydat -
takie plakaty!
piątek, 14 maja 2010
Ekscentryk
Mucha pod szyją, a w głowie myszki.
Coś ma ze szkapy i coś z modliszki.
Utopie swoje wciąż gdzieś tam bredzi
bo w nierealnym świecie on siedzi.
Eurozadupie on w Polsce widzi.
Poglądów swoich wszak się nie wstydzi.
Chciałby do ciupy zamknąć, lub stracić
tych, co podatki każą mu płacić.
Już się zlustrował. Trochę marudził,
że sąd za długo nad nim się trudził.
Wykrzesał słowa znów pełne buty -
on by załatwił to w pół minuty!
Dwa procent fanów wciąż go popiera.
Więcej niż Jurka oraz Leppera.
Taki ekscentryk, trochę kostyczny.
W gestach i w mowie bardzo plastyczny.
Więc kupa śmiechu jest z kandydata,
ryczy już mama, trzęsie się tata.
I dziadek z babcią też się turlają,
jak im Janusza gdzieś wspominają!
Kampania w toku
Sztabowcy myślą. Tęgo główkują.
Swoich liderów nam pokazują.
Tu falstart strony, tam „wikipedia”...
Student się śmieje. Chwytają media.
I te bazary, budki i kioski,
i na jarmarkach gdzieś kury nioski...
Wszyscy wyłażą prawie ze skóry,
byleby słupki wypchnąć do góry.
Tylko specjalnej troski kandydat
Gdzieś się nam schował. Sztab go nie wydał.
Nura dał w krzaki. Cicho coś knuje.
Czy starą śpiewkę nam zafunduje?
Ja nie mam złudzeń, znam te numery.
Sztuczne uśmiechy, miłość, bajery.
Bóg i Ojczyzna na ustach jego.
Ja mu nie wierzę. I wiem, dlaczego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)